W ponad stuletniej willi przy ulicy Młyńskiej 66 w Bielsku-Białej, której elewację od dziesięcioleci oplata gęsty bluszcz, mieści się miejsce niezwykłe – jedyne w Polsce Muzeum Tanga. Za niepozornym wejściem, oznaczonym subtelną tabliczką „Salon Tanga”, kryje się świat dźwięków, wspomnień i emocji, gdzie historia splata się z rytmem, a każdy krok opowiada własną historię.
Nie trafiliśmy tu bez powodu. Już 12 i 13 września dawna Patria znów wypełni się muzyką i tańcem – podczas koncertu Tango Emigrante oraz kolejnych spotkań, które przeniosą bielszczan w klimat Buenos Aires. To właśnie dlatego dziś zaglądamy do willi przy Młyńskiej, by poznać gospodarza tego niezwykłego miejsca.
[ZT]20896[/ZT]
Wnętrze willi przypomina raczej prywatny salon z początku XX wieku niż klasyczne muzeum. Drewniana podłoga delikatnie skrzypi pod stopami, a z głośników sączy się głos Carlosa Gardela. Ściany zdobią czarno-białe fotografie, plakaty z dawnych lat, ręcznie kaligrafowane afisze, partytury. Ale to, co natychmiast przyciąga wzrok, to imponująca kolekcja instrumentów, bez których tango nie miałoby racji bytu – bandoneonów. Muzeum sąsiaduje bezpośrednio z przestronną salą, w której regularnie odbywają się zajęcia z tanga i wieczorne milongi.
Bielsko-Biała zamiast Buenos Aires
Za tą niezwykłą przestrzenią stoi Michał Shevchenko – człowiek, który tanga nie tylko uczy, ale nim żyje, a przede wszystkim potrafi o nim ciekawie opowiadać. Tańczy od piętnastu lat, ale jego związek z tańcem sięga znacznie wcześniej. Pochodzi z Poznania, gdzie stawiał pierwsze kroki w zespole regionalnym. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że jego taneczna droga zaprowadzi go w zupełnie innym kierunku – ku Buenos Aires (i dosłownie, i artystycznie).
Dlaczego tango? – „Bo wyrywa się ze schematu, daje przestrzeń do improwizacji, do bliskiego spotkania z drugim człowiekiem” – odpowiada bez wahania. W przeciwieństwie do tańców ludowych, w których każde przesunięcie nogi ma precyzyjnie określone miejsce i czas, tango pozwala na osobistą interpretację, dialog i twórczą wolność.
Z Poznania planował ruszyć dalej – myślał o Warszawie albo nawet o Buenos Aires, by zanurzyć się w pulsującym sercu tanga. Jednak to nie wielkie miasto, a Bielsko-Biała przyciągnęła go ostatecznie do siebie. – „Ściągnęła mnie tu lokalna społeczność tangowa” – przyznaje rozmówca. To jej otwartość, energia i zaangażowanie sprawiły, że właśnie tu postanowił zapuścić korzenie.
Muzeum Tanga w Bielsku-Białej – jedyne takie miejsce w Polsce
Gospodarz na początek oprowadził mnie po muzeum. Wnętrze jest skromne, ale niezwykle sugestywne. Na ścianach starannie wyeksponowane afisze, plakaty i partytury, podzielone na dwie tematyczne sekcje: tango polskie i tango argentyńskie. To opowieść o dwóch tradycjach, które spotykają się w jednym rytmie – melancholijnym, pełnym napięcia i zmysłowości.
W kilku miejscach rozmieszczone są instrumenty - 48 bandoneonów, z których każdy ma swoją historię. Obok nich płyty winylowe, oczywiście wyłącznie z tangami. To nie tyle klasyczne muzeum, co przestrzeń stworzona po to, by nadać klimat zajęciom, które się tu odbywają – lekcjom, warsztatom, milongom. Wszystko, co znajduje się na ścianach i półkach, ma inspirować, opowiadać i wprowadzać w klimat tanga.
Co ważne, wszystkie eksponaty pochodzą z prywatnej kolekcji mecenas sztuki Jolanty Olszowy-Oleś – pasjonatki tanga i współtwórczyni tej przestrzeni, która również bierze udział w zajęciach tanecznych.
Tango tańczy się w objęciu
Dla Shevchenki tango to coś znacznie więcej niż sekwencja kroków. To sposób komunikacji, oparty na uważności, słuchaniu, napięciu i milczeniu. – „W tangu trzeba być z kimś, nie obok” – tłumaczy. W jego podejściu szczególnie silnie wybrzmiewa myśl, że tango to sztuka bycia obecnym – w muzyce, w ciele, w relacji z drugą osobą. – „Do tanga trzeba dojrzeć. To taniec emocji, którym często opowiadamy swoją historię. Można nim wyrazić i radość, i smutek. Czasem jest jak spowiedź bez słów.” - dodaje po chwili.
Dlatego na zajęciach prowadzonych w Salonie Tanga nie ma miejsca na mechaniczną naukę kroków. Liczy się to, co między. Ruchy wynikają z emocji, nie z choreografii. Chociaż, jak podkreśla rozmówca, konieczna jest znajomość podstaw, czyli grup figur, których jest około 50, i pojęć takich jak: caminata (chodzenie), giro (obrót), ocho (ósemka), czy cruze (krzyżyk).
– „Tango uczy na nowo bliskości z drugą osobą. A przecież to wcale nie jest takie łatwe – tańczymy w objęciu, często z kimś zupełnie obcym. W naszych czasach sam dotyk potrafi być wyzwaniem.”
Dlatego tango może mieć także wymiar terapeutyczny. Pan Michał mówi o tym z ostrożnością, ale i ciekawością: – „Jest takie pojęcie: tangoterapia. I kto wie, może to kierunek, którym też się zajmiemy. Bo tango, jeśli jest prawdziwe, ma moc uzdrawiania” – dodaje.
Od Buenos Aires do Warszawy przez Paryż
– „Tango wyrosło z tęsknoty” – mówi Shevchenko. – „Jego początki sięgają XIX wieku, gdy do portowych dzielnic Buenos Aires i Montevideo trafiali niewolnicy sprowadzani przez Portugalczyków z Afryki. To oni wprowadzili do lokalnej muzyki rytmy i ekspresję, które w połączeniu z wpływami hiszpańskimi, włoskimi i kreolskimi dały początek nowemu tańcowi. Tango zrodziło się na marginesie – w tawernach, domach publicznych i na podwórkach – jako opowieść o tęsknocie, samotności i namiętności.”
Przełom nastąpił na początku XX wieku, gdy bogaci Argentyńczycy zaczęli podróżować do Europy. W 1900 roku tango trafiło do Paryża, a to właśnie stolica Francji wyznaczała wówczas kulturalne mody. Francuzów zachwycił taniec, który łączył elegancję z czymś nieokiełznanym, „niegrzecznym” – miał w sobie dzikość i prowokację, jakiej brakowało europejskim salonom.
Do Polski tango przybyło w 1913 roku. Po raz pierwszy oficjalnie odtańczono je w Warszawie, w operetce „Targ na dziewczęta” – trzyaktowym dziele węgierskiego kompozytora Victora Jacobiego. W tym samym czasie Edward Kuryłło, tancerz i choreograf Teatru Nowości, wprowadzał na stołeczne sceny choreografie oparte na tangu.
Szybko zaczęto adaptować argentyńskie tanga, pisząc do nich polskie teksty, a wkrótce powstawały także rodzime kompozycje. Teksty pisali m.in. Julian Tuwim czy Marian Hemar, a tango stawało się elementem filmowych choreografii Eugeniusza Bodo czy Lody Halamy. Z ekranów i desek teatrów szybko przeniknęło na parkiety dancingów, do kawiarni i kabaretów, a nawet do repertuaru kapel podwórkowych.
W drugiej połowie XX wieku tango nieco przycichło, ale z nową siłą powróciło w latach 90. Wtedy pojawiły się próby łączenia tradycyjnego brzmienia bandoneonu z muzyką elektroniczną. Czy udane? Shevchenko nie daje jednoznacznej odpowiedzi, ale z jego opowieści przebija nuta przywiązania do klasycznej formy. Jak mówi, to właśnie tradycyjne tango – ze swoją dramaturgią i szczerością emocji – pozostaje najbardziej prawdziwe.
Bandoneon – serce tanga i unikatowa kolekcja w Bielsku-Białej
W kolekcji Muzeum Tanga znajduje się aż 48 niepowtarzalnych bandoneonów – instrumentów, bez których tango nie miałoby swojego charakterystycznego brzmienia. Ich wytwarzaniem na szerszą skalę zajmowała się niemiecka rodzina Arnoldów – dziadek, ojciec i syn, prowadzący Alfred Arnold Bandoneon Factory. Początkowo bandoneony służyły do oprawy uroczystości religijnych, dopiero później odkryto ich potencjał w muzyce rozrywkowej.
– „Przed wojną bandoneony produkowane były na specjalnej licencji argentyńskiej, aby mogły zagrać tango” – tłumaczy pan Michał. Dziś uczy się sam gry na tym wymagającym instrumencie. Jak podkreśla, nawet muzycy biegli w akordeonie często mają problem, by wydobyć z bandoneonu właściwe dźwięki. Zamiast klawiszy ma on około 88 guzików, a jego kwadratowa budowa sprawia, że gra staje się prawdziwym wyzwaniem.
Wirtuozem bandoneonu i kompozytorem, który odmienił oblicze tanga, był Astor Piazzolla – ale to już zupełnie inna historia. Choć Heinrich Band zbudował swój instrument około 1860 roku, a pierwsze formy tanga zaczęły kształtować się dopiero dekadę później, można powiedzieć, że bandoneon – podobnie jak wielu ludzi tworzących tango – był swego rodzaju „imigrantem”, który odnalazł swoje miejsce w Buenos Aires.
„Tango Emigrante” w dawnej Patrii
Bandoneon, choć dziś nierozerwalnie kojarzy się z tangiem, wcale nie narodził się w Argentynie. Podobnie jak sam taniec, przebył długą drogę, zanim znalazł swój dom w Buenos Aires. I właśnie w tej podróży kryje się klucz do kolejnego wydarzenia – „Tango Emigrante”.
Bilety w cenie 80 zł do nabycia on-line na stronie: https://bil.et/4p9im/ lub mailowo na [email protected]
12 września w historycznych wnętrzach Patrii odbędzie się koncert, który pan Michał traktuje wyjątkowo osobiście. – „Na scenie zatańczę z moją żoną, Vitaliną. To dla nas coś więcej niż pokaz – to opowieść o nas samych” – mówi.
Wydarzeniu nadadzą rytm muzycy. Na bandoneonie zagra Wiesław Prządka, a zaśpiewa Barbara Grabinski, urodzona w Buenos Aires artystka o polskich korzeniach. Podczas koncertu wyśpiewa historię swojej babki – Polki, która na początku XX wieku wyemigrowała do Argentyny. To właśnie tam, w rytmie tanga, poznała swojego przyszłego męża. Rodzinna opowieść, zaklęta w pieśniach, powróci teraz na scenę w Bielsku-Białej. Teksty utworów, pełne tęsknoty i wspomnień, zostały przetłumaczone przez Michała Shevchenko.
Zwykle tangu przygrywa orkiestra złożona z kilku instrumentów – czterech bandoneonów, czterech skrzypiec, kontrabasu i fortepianu. Tym razem w Patrii usłyszymy kameralny duet – bandoneon i pianino.
Ale w „Tango Emigrante” nie zobaczymy tylko profesjonalistów. – „Chcieliśmy, by na scenie wystąpiły także pary, które tańczą amatorsko, z pasji i potrzeby serca. Bo tango to nie jest sztuka zarezerwowana dla mistrzów. To taniec zwykłych ludzi, ich emocji i historii. Tango można tańczyć prosto, ale pięknie – i chodzić w objęciu w sposób prawdziwy. I to właśnie chcemy pokazać” – podkreśla gospodarz.
Preludium do Teatru Tanga
To dla nas także rodzaj preludium do grudniowego wydarzenia, kiedy zaprosimy publiczność na pełny spektakl Teatru Tanga. – „Tam pokażemy, jak tango potrafi opowiadać historie już nie tylko na parkiecie, ale na scenie” – mówi Shevchenko.
Premiera nosi tytuł „Rebeka tańczy tango” i zaplanowana jest na grudzień na Bielskiej Scenie Reja. Zobaczymy 16-osobową obsadę międzynarodową, a forma spektaklu będzie zbliżona do musicalu, w którym głównym bohaterem stanie się oczywiście tango. Tu warto dodać, że Shevchenko nie debiutuje w tej roli – ma już na swoim koncie cztery tego typu przedsięwzięcia („Argentyna Tango Show”, „Buenos Aires Hora Cero”, „Tango jest Kobietą”, „Tango mych snów”).
– „Jestem bardzo ciekawy, jak przyjmie to bielska publiczność” – dodaje z uśmiechem. Na koniec naszego spotkania przy Młyńskiej 66 zdradza nam pewną tajemnicę. Tancerze Salonu Tanga w Bielsku-Białej towarzyszyć będą teatralnej orkiestrze La Nostra Banda podczas pierwszego październikowego spotkania „Tango Piazzolla”. Niestety zabraknie bandoneonu.
[ZT]20829[/ZT]
Opuszczamy wnętrze muzeum z pewnym niedosytem. Tango i cały ceremoniał z nim związany wydają się nie mieć końca, a i Shevchenko z pewnością miałby jeszcze wiele do powiedzenia. Zostawmy jednak coś dla tych, którzy odwiedzą Patrię 12 i 13 września, a może sami odkryją, że tango potrafi mówić więcej niż słowa.
I wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek jego historii w Bielsku-Białej.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu bielskirynek.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz