Zamknij

Wychowanka Janusza Gajosa - rozmowa z Orianą SOIKĄ, aktorką bielskiego teatru

Zbyszek Lubowski Zbyszek Lubowski 20:21, 23.02.2024 Aktualizacja: 19:02, 24.02.2024

Wychowanka Janusza Gajosa - rozmowa z Orianą SOIKĄ, aktorką bielskiego teatru

- Od prostytutki do królowej – tak szeroki wachlarz filmowych kreacji aktorskich przytrafia się chyba tylko nielicznym artystkom. Czyżby reżyserzy dostrzegali w Pani naturalne predyspozycje, umożliwiające budowanie krańcowo odległych od siebie ról? - zapytaliśmy Orianę SOIKĘ, aktorkę Teatru Polskiego w Bielsku-Białej, która ma na swoim koncie ponad 30 różnorodnych ról w przedstawieniach na scenie stolicy Podbeskidzia.

Oriana Soika: Nie przypuszczałam, że ktokolwiek może jeszcze pamiętać moją epizodyczną rolę prostytutki Mileny w jednym z odcinków serialu telewizyjnego „Komisarz Alex” sprzed 12 lat. Jestem mocno zaskoczona. Nie miałam najmniejszego wpływu na powierzenie mi akurat takiego zadania aktorskiego. To reżyserzy filmowi oraz reżyserzy obsady są decyzyjni w tej kwestii. Nigdy nie było moim marzeniem zawodowym, żeby zagrać akurat taką postać, chociaż muszę przyznać, że role kobiet upadłych są w sensie artystycznym z pewnością ciekawsze, niż postacie uznawane za przyzwoite. Niektóre role są bliższe warunkom naturalnym artysty, artystki, a inne – nieco odleglejsze. Pamiętam natomiast, dlaczego zagrałam królową Marysieńkę w filmie dokumentalnym Marka Brodzkiego pt. „Jan III Sobieski pod Wiedniem” (2016). Po prostu uznano, że jestem bardzo podobna do XVII-wiecznej królowej. Tak również było, gdy powierzono mi rolę Marii Konopnickiej w serii scen filmowych o niej, w powstającym muzeum poświęconym tej wyjątkowej poetce.

Oriana Soika jako królowa Marysieńka w dokumencie Marka Brodzkiego

- W teatrze wcieliła się Pani dla odmiany w charakterystyczną postać kapryśnej i chimerycznej Izabeli Łęckiej w „Lalce” Bolesława Prusa. Jak Pani to wspomina?

- Przede wszystkim próbowałam zrozumieć i rozszyfrować jej mentalność. To była moja trzecia rola na deskach bielskiego teatru. Kazimierz Czapla zagrał - zresztą fantastycznie - Stanisława Wokulskiego. Bardzo się z nim wtedy zaprzyjaźniłam prywatnie, po premierze. Sprezentował mi nawet ręcznik z wyhaftowanym napisem „Własność Izabeli Łęckiej – dziękuję, Kazimierz Cz.”. Jest to dla mnie bardzo ważna pamiątka. Bielska adaptacja „Lalki” w reżyserii Anety Groszyńskiej polegała na zaprezentowaniu widzom sytuacji, w której młoda dziewczyna trafia w krąg zainteresowań znacznie starszego od niej mężczyzny. Mam nadzieję, że udało się nam stworzyć sugestywny duet sceniczny.

Oriana Soika i Kazimierz Czapla w spektaklu Lalka / fot. Monika Stolarska

- Czy widziała Pani oba rodzime filmy fabularne nakręcone na kanwie „Lalki”?

- Tak. Artystycznie bliżej mi do interpretacji roli Izabeli łęckiej przez Małgorzatę Braunek. Uważam, że miała w sobie coś szaleńczego. Ekranizacje klasyki literackiej zawsze mnie intrygowały. A XIX-wieczna „Lalka”, drukowana pierwotnie jako powieść w odcinkach na łamach prasy, jest przecież do dziś jednym z najpopularniejszych dzieł polskiej literatury.

- Ponoć ciekawym zdarzeniem artystycznym w Pani karierze był spektakl dyplomowy w szkole teatralnej. Wieść niesie, że miał on niecodzienny charakter…

- Widzę, że dla dociekliwego dziennikarza nie ma żadnych tajemnic. Wzięłam udział w dwóch spektaklach dyplomowych w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Domyślam się, że nawiązuje pan do spektaklu, w którym zagrałam równocześnie umierającą babcię i ośmioletnią dziewczynkę. Wymagało to pewnej sprawności, elastyczności aktorskiej. Myślę, że dla aktorki, a zwłaszcza studentki, takie wyzwania są bardzo satysfakcjonujące. Uczelniany spektakl w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej, zdobył zresztą główną nagrodę na Festiwalu Szkół Teatralnych. Do dziś uważam, że to jedna z moich lepszych ról, być może dlatego, że była tak odległa od moich tak zwanych warunków, albo po prostu jestem sentymentalna.

- Może się Pani poszczycić gwiazdorskim rodowodem aktorskim. Pani opiekunem roku był przecież Janusz Gajos.

- Studiując w państwowych szkołach teatralnych, każda absolwentka i każdy absolwent opuszcza mury uczelni z takim „rodowodem". Ja miałam zaszczyt spotkać się na uczelni m.in. z mistrzem Januszem Gajosem. Oczywiście było to dla mnie istotne, bo kiedy za drugim razem przyjęto mnie równocześnie do dwóch szkół teatralnych – w Łodzi i we Wrocławiu, to wybrałam ostatecznie Łódź. Dowiedziałam się bowiem, że właśnie Janusz Gajos ma zostać tam opiekunem roku. Na pewno jego wpływ na moją edukację artystyczną był niezwykle cenny, ale to również wielu innym profesorkom i profesorom zawdzięczam ukształtowanie mojej osobowości aktorskiej. Chociaż tak naprawdę, to kształtuję ją cały czas.

- A w jaki sposób wypełniła Pani roczny czas oczekiwania na ponowne egzaminy wstępne w szkole teatralnej?

- Pomiędzy pierwszą a drugą batalią egzaminacyjną przygotowywałam się do egzaminów w Katowicach, w studiu aktorskim „ART-PLAY” u Doroty Pomykały. Równocześnie studiowałam też dziennikarstwo. Przerwałam jednak studia tuż przed drugą sesją i postawiłam wszystko na jedną kartę. Postanowiłam zostać aktorką.

- Wywodzi się Pani z Raciborza, ukończyła szkołę teatralną w Łodzi, a wylądowała Pani ostatecznie w bielskim teatrze. To spory rozrzut geograficzny.

-Tak. Zanim trafiłam w 2014 roku do Bielska-Białej…

- To już 10 lat!

…to grywałam w różnych spektaklach na deskach teatrów Warszawy, Łodzi, Poznania, Koszalina, Płocka i Częstochowy. W stolicy Wielkopolski miałam nawet dwuletni etat teatralny. Na tamtym etapie mojego życia nie chciałam się wiązać na stałe z żadnym miejscem. Przyjęłam raczej rolę podróżniczki i obserwatorki polskiej rzeczywistości teatralnej, w której się znalazłam. Zresztą ten rys niespokojnej, poszukującej duszy towarzyszy mi do dziś. W Warszawie, w której mieszkałam od zakończenia edukacji, spotkałam mojego kolegę ze studiów - Mateusza Znanieckiego, który teraz jest związany z Teatrem Śląskim w Katowicach. Powiedział mi, że zmieniła się właśnie dyrekcja Teatru Polskiego w Bielsku-Białej i zachęcił mnie do wysłania tam swojego CV.

- Przyniosło to chyba pozytywny rezultat…

- Dyrektor Witold Mazurkiewicz wyraził zainteresowanie moją chęcią współpracy i w efekcie dostałam etat na bielskiej scenie. Początkowo nie przypuszczałam, że zwiążę się na dobre z tym teatrem. Jak wspomniałam wcześniej, nie interesowały mnie długoletnie kontrakty. Miasto u stóp Beskidów wywarło jednak na mnie takie wrażenie, że po dwóch latach przeprowadziłam się ze stolicy do Bielska-Białej. Można powiedzieć, że na stałe.

- Czy odwiedza Pani czasami rodzinny Racibórz?

- Rzadko, ale jakby ktoś się wybierał w te strony, to polecam kawę mrożoną „U Piotrusia” na raciborskim Rynku.

Ponoć nieźle posługuje się Pani śląską gwarą

- Tak, ale nie jestem jednak mistrzynią w tej dziedzinie. Jeden z moich dziadków to Ślązak z dziada pradziada. Moja babcia pochodząca z Limanowej (Małopolska) przejęła po nim znajomość gwary śląskiej. Jako mała dziewczynka miałam sporo okazji, aby osłuchać się z tą gwarą.

- W środowisku aktorskim krążą opowieści, że Oriana Soika wyróżnia się niezłą sprawnością fizyczną.

- To prawda. Mój tata był sportowcem – zapaśnikiem, a nawet nawet mistrzem Polski w tej dyscyplinie. Odkąd pamiętam, ,jeździłam z nim na różne obozy i zgrupowania zapaśnicze, gdzie byłam świadkiem licznych treningów, przejawów determinacji i dbałości o formę. Myślę, że genetycznie odziedziczyłam po nim zdolności sportowe. W Raciborzu chodziłam nawet do szkoły podstawowej o profilu pływackim. Miałam treningi dwa razy dziennie od siódmego roku życia, ale to akurat był pomysł mojej mamy. Uczęszczałam również na gimnastykę artystyczną, tańczyłam w dwóch zespołach tańca. Teraz mam 37 lat i nie ustaję w pracy fizycznej nad sobą, chociaż muszę przyznać, że ciągle walczę z moją motywacją, która - mam wrażenie - ciągle mnie testuje. Od czasu do czasu zdarza mi wykorzystywać w pracy aktorskiej swoje umiejętności, m.in. w przedstawieniu „Sztukmistrz z miasta Lublina”. Uważam, że bycie „w formie” jest dla aktorek i aktorów powinnością.

- W jakim repertuarze scenicznym czuje się Pani najlepiej – typowo dramatycznym czy też w komediowym?

- Nie jest łatwo odpowiedzieć na takie pytanie. Cieszę się, że trafiłam do teatru eklektycznego, który prezentuje widzom bardzo zróżnicowany repertuar. Dzięki temu mogę sprawdzić się zarówno w egzystencjalnym spektaklu typu „Krum”, jak również w rozrywkowych farsach. Wydaje mi się, że jestem obdarzona predyspozycjami komediowymi i lubię z tego korzystać, ale sercem bliżej mi jednak do współczesnych treści dramatycznych.

- Najciekawszymi popisami Pani gry aktorskiej były – w mojej ocenie – dwie kreacje sceniczne w zupełnie odmiennych wcieleniach: Marianny, córki Anzelma w „Skąpcu” Moliera oraz Elżbiety Ziembiewiczowej w „Granicy” Gabrieli Zapolskiej.

Oriana Soika w roli Marianny w sztuce Skąpiec / fot. Dorota Koperska

- Jestem zaskoczona, oczywiście bardzo mi miło, że obydwie role zwróciły pańską uwagę, ale byłam przekonana, że moja rola w molierowskim przedstawieniu przejdzie zupełnie bez echa. A jednak „Skąpiec” w reżyserii Pawła Aignera wzbudził entuzjastyczne reakcje publiczności. To bez wątpienia światowa klasyka teatralna.

- W „Granicy” zaprezentowała się Pani brawurowo, dzięki sugestywnym nawiązaniom scenicznym do pamiętnego wywiadu telewizyjnego, udzielonego przez Hillary Clinton w następstwie tzw. „afery seksualnej” z udziałem jej męża, prezydenta USA…

- Dziękuję, spektakl jest przede wszystkim dziełem Joanny Kowalskiej, autorki współczesnej oprawy dramaturgicznej „Granicy” - historycznej powieści Zapolskiej z 1935 roku. Dostosowała się ona do koncepcji reżysera Piotra Ratajczaka, który dążył do nadania widowisku atrakcyjnej formy procesu sądowego. To było dla mnie - jak i dla pozostałych aktorek i aktorów - wyjątkowo twórcze zadanie artystyczne. Przedstawiamy tę samą scenę z różnych pespektyw, a. publiczność sama intuicyjnie wybiera, do czyjej wersji jest jej najbliżej. Spektakl nie pozostawia odpowiedzi.. Elżbieta Ziembiewicz to postać uwikłana w trójkąt uczuciowy, żona polityka. Odgrywa szczególne znaczenie w całym dramacie. Chciałam pokazać kobietę, potrafiącą walczyć o spełnienie własnych ambicji i marzeń, nie tracąc przy tym swojej godności, co - jak się okazuje - nie zawsze jest proste.

Spektakl Granica / fot. Dorota Koperska

- Z całego serca życzę Pani wielu następnych ról o takiej emocjonalnej wyrazistości scenicznej.

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%