Aż trudno w to uwierzyć, ale jeszcze w 1946 roku istniał w polskim prawie przepis, z którego wynikało, że w razie potrzeby można chłostać służącą. Dramatyczne losy domowych niewolnic zmuszanych w okresie dwudziestolecia międzywojennego do wykonywania katorżniczej pracy w okropnych niejednokrotnie warunkach stały się kanwą poruszającego spektaklu „Służące do wszystkiego” na deskach Teatru Polskiego w Bielsku-Białej. Dwuaktowe widowisko sceniczne w reżyserii Agaty Puszcz na podstawie sugestywnego scenariusza Zuzanny Bojdy miało swoją premierę 26 września, inaugurując w ten sposób jubileuszowy 135. sezon artystyczny w dziejach bielskiego przybytku Melpomeny.
Przedstawienie o zupełnie niekonwencjonalnym charakterze odbiega od wszelkich zwyczajowych schematów inscenizacyjnych, spotykanych w rodzimych teatrach. Każdy z dwóch aktów spektaklu wyróżnia się całkowicie odmienną estetyką sceniczną, wywołując u widzów nastroje zdumienia, przygnębienia i zaskoczenia. Od wielu lat przyjeżdżam w celach teatralnych do stolicy Podbeskidzia, ale takiego niezwykłego widowiska nie widziałem jeszcze nigdy w bielskim teatrze.
Dokumentalne źródło inspiracji
Scenarzystka i autorka adaptacji teatralnej, kierowała się dokumentalną książką polskiej dziennikarki i pisarki - Joanny Kuciel-Frydryszak pt. „Służące do wszystkiego” (Warszawa, Wydawnictwo Marginesy, 2018). Autorka ukazała w niej posępne – pełne wyzysku i niesprawiedliwości – życie przedwojennych służących. Kobiety ciężko harowały od świtu do nocy za grosze, pracując w okolicznościach urągających ludzkiej godności. Zuzanna Bojda, absolwentka Wydziału Reżyserii Dramatu w krakowskiej Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego, dała się już poznać beskidzkiej publiczności z ciekawych scenariuszy zapadających w pamięć bielskich sztuk scenicznych „Ciało Bambina” i „Wyspa Kalina”.
Obecny spektakl bije jednak wszystkie dotychczasowe dokonania duetu autorskiego Bojdy i Agaty Puszcz, cenionej kreatorki teatralnej, absolwentki Wydziału Reżyserii Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. Obie twórczynie nie skupiły się tylko na samej rekonstrukcji historii i ukazywaniu ponurego zjawiska wykorzystywania (także seksualnego) służących ze wsi, zatrudnianych w domach bogatych mieszczan, arystokratów i ludzi ze sfer establishmentu w czasach przed II wojną światową. Ich wspólne dzieło o dużym ładunku artystycznej ekspresji daje widzom sporo do myślenia i zawiera liczne odniesienia do współczesności. Pojawia się fundamentalne pytanie: co dziś oznacza: być slużącą?
Mieszanka smutku i zadowolenia
Pierwszy akt jest opowieścią o funkcjonowaniu niesprawiedliwego systemu społecznego, o poniżaniu nieszczęśliwych „białych niewolnic”, o dyskryminacyjnych podziałach klasowych w społeczeństwie. Widzowie mają okazję przyjrzenia się z bliska koszmarnym realiom pracy i codziennego bytowania służących, które muszą sypiać w nocy – posłużmy się wymownym przykładem – w ciasnych wnękach kuchennych kredensów. Publiczność jest dosłownie odrętwiała, a na widowni panuje cisza, jak makiem zasiał.
Sytuacja ulega radykalnej zmianie w drugim akcie przedstawienia. Prześladowane, upokarzane, zazwyczaj całkiem milczące i wyjątkowo marnie opłacane „Kasie i Marysie” odzyskują wreszcie głos oraz własną – jak to się nierzadko teraz mawia – podmiotowość. W piwnicy jednego z bogatych domów tworzą zespół muzyczny, grając tam i śpiewając popularne piosenki z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Rozbrzmiewają utwory „Bal na Gnojnej” (dzieło Juliana Krzemińskiego i Leopolda Brodzińskiego z 1933 roku) oraz zaprezentowany w szyderczej konwencji „Sex appeal” (wykonał to po raz pierwszy przebrany za kobietę Eugeniusz Bodo w komedii „Piętro wyżej” z 1937 roku). W interpretacji scenicznych służących nabiera to specyficznego wydźwięku, a uradowani widzowie głośno klaszczą przy otwartej kurtynie!
Sceny ucieszne mieszają się wielokrotnie ze scenami złowieszczymi (np. przerażające bicie - na szczęście umowne, a nie dosłowne – niepokornej służącej, która nie udziela zadowalającej odpowiedzi na pytanie, jakim nożem należy pokroić ananasa). Oprawa scenograficzna spektaklu dostarcza niekiedy prawdziwych niespodzianek. W pewnej chwili jedna ze służących sprząta powierzoną swojej pieczy rezydencję przy użyciu elektrycznego odkurzacza, a przecież taki cywilizacyjny wynalazek nie był jeszcze powszechnie dostępny w latach trzydziestych XX wieku. Nasuwają się więc oczywiste przypuszczenia, że realizatorzy „Służących do wszystkiego” nie mają na myśli tylko dawnej epoki. Można z łatwością odnieść aktualne wrażenie, że służące nie są wyłącznie wspomnieniem odległej przeszłości. Istnieją ciągle nadal…
Zespołowe dzieło różnych twórców
Spektakl ma wiele atutów. Duże słowa uznania należą się niewątpliwie scenografce Paulinie Czernek-Baneckiej (kuchenny kredens z wnęką dla służących – genialne cacko inscenizacyjne) oraz choreografce Katarzynie Zielonce (synchroniczne mycie podłóg i pucowanie okien w równoczesnym wykonaniu grupy służących, pracujących w systemie akordowym na czas). Z jak najlepszej strony pokazała się również kreatywna autorka kostiumów – Iga Sylwestrzak (jednolite fartuszki dla bohaterek spektaklu – rzucający się w oczy symbol wizerunkowy przedstawienia),
Cenny wkład w stworzenie widowiska mają ponadto: Krzysztof Maciejowski - autor efektownego opracowania muzycznego całości oraz Mateusz Zieliński, który pieczołowicie dba o projekcje wizualne na ekranie z tyłu sceny (twarze niektórych aktorek wypowiadających ważne kwestie można w pewnych chwilach oglądać na dużych zbliżeniach, co przyczynia się do artystycznego uwypuklenia fragmentów widowiska).
Gwiazdorskie właściwości
Przedstawienie charakteryzuje się gwiazdorską obsadą aktorską. Na scenie pojawiają prawie wszyscy najbardziej znani artyści TP. Szczególne wrażenie wywiera jednak Ewa Dobrucka, wcielająca się w postać służącej Emilki. Zatrudniono ją w domu, w którym zdarzyła się w przeszłości ogromna tragedia. Dziewczyna próbuje wyświetlić mroczną tajemnicę sprzed lat. Robi to z niemałym zaangażowaniem. Ma w sobie wspaniały potencjał aktorski, co naprawdę widać gołym okiem. To rodowita bielszczanka, która dopiero od niedawna gra w bielskich spektaklach. Można jej wróżyć świetną karierę artystyczną!
Udane kreacje sceniczne są także dziełem: Anny Guzik-Tylki (Stefa), Marty Gzowskiej-Sawickiej (Regina), Anity Janci (Grażyna), Oriany Soiki (Kasia) i Wiktorii Węgrzyn-Lichosyt (Petronela). Prawie każda z nich jest sugestywną służącą, gotową spełniać najbardziej wymyślne polecenia swoich mocodawców (np. pozowanie do rysunku ukazującego stopę). W specjalnej scenie piwnicznej przeobrażają się natomiast w ekspresyjne instrumentalistki, grające np. na basie (Anna Tylka) czy perkusji (Wiktoria Lichosyt). W takim wydaniu artystycznym nie objawiły się jeszcze nigdy na bielskiej scenie. To wystawia im uniwersalne świadectwo wszechstronności aktorskiej. A Oriana Soika we wcieleniu Kasi, której życie urwało się w dramatyczny sposób, dopisuje się do grona wybitnych aktorek grających w tym przedstawieniu.
Nie można wreszcie pominąć milczeniem ról Barbary Guzińskiej (bezlitosna Elżbieta pomiatająca służącymi z niebywałą zaciekłością), Sławomira Miski (Aleksy nie tolerujący sprzeciwu ze strony służących), Rafała Sawickiego (gorliwy stróż prawa) oraz Adama Myrczka (oryginalna postać komentatora i swoistego konferansjera tłumaczącego cierpliwie widzom, co się dzieje na scenie). Gotów jestem założyć się o dowolną kwotę, że „Służące do wszystkiego” nie zejdą z afisza TP przez wiele miesięcy. Spektakl ma w sobie bowiem czarowną moc!
[ZT]21340[/ZT]