Na Podbeskidziu objawiła się niezwykła animatorka kultury – Judyta DOBEK. Stworzyła i prowadzi z rzadko spotykanym zapałem amatorski TEATR PO PRACY w Dzielnicowym Domu Kultury w Hałcnowie. Wyreżyserowane przez nią spektakle Friedricha Dürrenmatta („Fizycy”) i Sławomira Mrożka („Dom na granicy”) wzbudziły niemałe zainteresowanie beskidzkiej, a także górnośląskiej publiczności. Po premierze mrożkowskiego widowiska obfitującego w groteskowe sceny w dziwacznym domu podzielonym na dwie części, z których każda należy do innego państwa, rozmowę z Judytą Dobek przeprowadził Zbigniew Lubowski
- Kim Pani jest z zawodu?
- Jestem logopedą, instruktorem teatralnym, animatorem kultury, pedagogiem. Teatrem zajmuję się po pracy. Poświęcam mu sporą część czasu, który naprawdę kocham, koncentrując się na różnych ciekawych sprawach.
- Teatry amatorskie rozpoczynają zazwyczaj swoją działalność od tradycyjnych sztuk Fredry (w tym zwłaszcza komedii „Zemsta”). Pani natomiast wzięła się na początku za trudny w odbiorze spektakl szwajcarskiego dramaturga Friedricha Dürrenmatta pt. „Fizycy”. Wysoko ustawiła Pani sobie teatralną poprzeczkę…
- Prawdopodobnie zaskoczę pana, bo wcześniej jeszcze wzięłam na warsztat „Próby Schaeffera” – niekonwencjonalne przedstawienie eksplorujące granice między teatrem a rzeczywistością.

- To już zupełnie awangardowa sztuka sceniczna. Widać więc wyraźnie, że jest Pani miłośniczką teatru niestereotypowego. Jak do tego w ogóle doszło?
- Moim zdecydowanym faworytem teatralnym był i jest Tadeusz Kantor. Powiedział on kiedyś, że trzyma się zasady Wyspiańskiego: wszystko da się pokazać na scenie, byle tylko nie tak, jak to wygląda w życiu. Wybieram więc takie sztuki teatralne, które nie pokazują życia w sposób dosłowny. Bliski jest mi po prostu sceniczny absurd. Uwielbiam prezentowanie obrazów, które nie są zaczerpnięte realistycznie z życia. Pasjonują mnie nonsensy, groteska, czarny humor, surrealizm.
- Czy Pani kocha twórczość Friedricha Dürrenmatta? Proszę o absolutną szczerość!
- Jeszcze mi nikt nie postawił takiego pytania. Muszę od razu przyznać się, że wspaniałe dzieła tego dramaturga – „Wizyta starszej pani” i „Fizycy” – fascynują mnie od lat. Fabuła „Fizyków” – tragikomicznej opowieści o trzech fizykach symulujących choroby psychiczne – wciągnęła mnie bez reszty. Jeden z bohaterów podaje się w dodatku za Alberta Einsteina, co szczególnie pobudza zainteresowanie specyficzną komedią na pograniczu groteski. Myślę, że moi zdolni aktorzy z hałcnowskiego TEATRU PO PRACY udźwignęli ciężar sztuki Dürrenmatta.
- Skąd się wzięła nazwa tej grupy teatralnej?
- Sprawa sięga swoim korzeniami do okresu mojej pracy na niwie kultury w Czechowicach-Dziedzicach. W tamtejszym Miejskim Domu Kultury prowadziłam przez kilka lat działalność amatorskiego teatru pod taką właśnie nazwą. Udało mi się tam zgromadzić wokół siebie fantastyczną grupę pasjonatów zafascynowanych zjawiskiem teatru. Kiedyś na jednym z pierwszych naszych spotkań padło pytanie: co będziemy robić po pracy? Odpowiedź była oczywista: stworzymy TEATR PO PRACY! Istnieje on już od 12 lat.
- Hałcnów to jedna z dzielnic stolicy Beskidów. Czy Pani jest rodowitą bielszczanką?
- Nie. Pochodzę z Rybnika, a urodziłam się w Rydułtowach. Moi rodzice wywodzą się natomiast z północnych stron kraju (Mazowsze i region kujawsko-pomorski). Przeprowadzili się jednak na Śląsk i już tu zostali. A ja studiowałam na Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie (ukończyłam m.in. studia w zakresie animacji społeczno-kulturalnej). Tam poznałam mojego obecnego męża – rodowitego bielszczanina. W efekcie przeniosłam się na dobre do Bielska-Białej.

- W czasach wczesnej młodości występowała Pani na deskach Teatru Ziemi Rybnickiej.
- To prawda, lecz nigdy nie byłam zawodową aktorką. Udzielałam się bardzo aktywnie w teatrze amatorskim, który tam funkcjonował. Wiele zawdzięczam Izabeli Karwot, mojej dawnej instruktorce teatralnej, która umożliwiła mi zgłębienie tajników warsztatu aktorskiego w Domu Kultury w Boguszowicach. Trafiłam tam jako trzynastolatka, uczennica jednej z rybnickich podstawówek. Tak się zaczęła moja trwająca już prawie 20 lat fascynująca przygoda życiowa z teatrem. To właśnie Izabela Karwot skutecznie zaraziła mnie pasją reżyserską.
- Z Czechowic-Dziedzic przeprowadziła się Pani do Hałcnowa. Zapytam bez ogródek: kto okazał się dobrym duchem tej zmiany?
- Może to pana znów zaskoczy, ale był to mój teść. Niegdyś tańczył on wspólnie z Bożeną Adamczyk w jednym Zespole Pieśni i Tańca BESKID. Znał więc dobrze przyszłą – jak pokazało życie – szefową Dzielnicowego Domu Kultury w Hałcnowie. Dzięki niemu zetknęłam się osobiście z życzliwą sztuce teatralnej osobą, która stworzyła rewelacyjne warunki organizacyjne dla poczynań TEATRU PO PRACY.
- Czy Pani bywa w charakterze widza w profesjonalnych teatrach?
- Oczywiście. Mam nawet kilka ulubionych teatrów, w których dość często się pojawiam. Do tej grupy należą z pewnością: Teatr Witkacego w Zakopanem (z mistrzem Andrzejem Dziukiem), Teatr GROTESKA w Krakowie oraz oczywiście Teatr Polski w Bielsku-Białej, w którym podczas organizowanych przez siebie warsztatów teatralnych współpracowałam ze Sławomirem Miską oraz Mateuszem Wojtasińskim, moim dobrym zresztą przyjacielem. Aktorzy ci służą niejednokrotnie służą mi swoimi owocnymi wskazówkami artystycznymi przy konstruowaniu przedstawień.

- Kim z zawodu są Pani podopieczni w TEATRZE PO PRACY?
- Stały zespół teatru liczy siedem osób, w tym cztery panie. To ta sama grupa utalentowanych artystycznie osób, które przywędrowały w ślad za mną z Czechowic-Dziedzic do Hałcnowa. Mieszkają oni na co dzień w Zabrzegu, Bestwinie oraz oczywiście w Bielsku-Białej – miejscowościach usytuowanych w bliskim sąsiedztwie Czechowic-Dziedzic. Rozpiętość wieku jest dość duża - od 28 do 50 lat. Z zawodu są to nauczyciele, ekonomiści, informatycy. Jest wśród nich nawet terapeutka. Zespół jest mocno zżyty ze sobą na gruncie towarzyskim. Stanowimy zwartą artystycznie grupę. Ośmielę się wręcz wyznać, że wzajemnie się lubimy i szanujemy. W razie potrzeby korzystamy z scenograficznych usług Anny Flaki. Przed laty rozpoczęła ona swoją przygodę w redakcji „BB”. Jest absolwentką wrocławskiej ASP, Zajmuje się na scenografią teatralną i współpracuje z polskim zawodowymi teatrami. To wielce życzliwa wolontariuszka, która wspiera nasz teatr, opracowując atrakcyjne projekty scenografii wystawianych przez nas spektakli.
- Jest Pani matką 6-letniej dziewczynki. Jak udaje się godzić ze sobą różnorodne obowiązki zawodowe z działaniami teatralnymi i jeszcze z powinnościami macierzyńskimi?
- Na szczęście mam życzliwą rodzinę, która mi mocno pomaga w realizacji tych wszystkich zadań. Bez wspaniałego męża – dziennikarza i fotografa z zawodu – nie dałabym rady podołać swoim obowiązkom.
- W Hałcnowie reżyserowała Pani już spektakle Schaeffera, Dürrenmatta, Mrożka. Czego można oczekiwać w przyszłości?
- Mam ambitne plany repertuarowe. Jesienią pochylę się nad „Księżniczką Anginą” Rolanda Topora.

[przedruk z KALENDARZA BESKIDZKIEGO 2026, fot. archiwum Judyty Dobek]
*******
Tegoroczne wydanie „Kalendarza Beskidzkiego” ma charakter szczególny – to 60. tom w historii wydawnictwa, a jednocześnie 15. edycja przygotowana przez Towarzystwo Przyjaciół Bielska-Białej i Podbeskidzia. Publikacja dostępna jest w Księgarni Klimczok, w siedzibie Towarzystwa przy ul. Krasińskiego 5a/10, a także podczas spotkań promocyjnych.
[ZT]22830[/ZT]