Zamknij

DKF Kogucik – oaza wolnej kultury w cieniu komunizmu. Czy ma szansę na pełną reaktywację?

11:01, 07.04.2023 . Aktualizacja: 11:06, 07.04.2023

Andrzej Dutka - prezes DKF Kogucik

Andrzej Dutka – postać ceniona i rozpoznawalna przez kilka pokoleń bielskich kinomanów. Przez prawie pół wieku prowadził Dyskusyjny Klub Filmowy Kogucik, jedną z najważniejszych „instytucji” kulturalnych w Bielsku-Białej. Obecnie jest honorowym prezesem. Kogucik szuka nowego miejsca, a zmiany w dystrybucji filmów i naszych przyzwyczajeniach sprawiają, że młodszemu pokoleniu trudno uwierzyć, że kiedyś spotykano się, żeby nie tylko oglądać filmy, ale także o nich rozmawiać.

DKF Kogucik powstał w roku 1961. Większość członków klubu to ludzie młodzi, którzy z czasem się wykruszali, najczęściej wyjeżdżając na studia. Pozostało jednak kilku weteranów. Do dzisiaj w klubie jest kilka osób, które pamiętają DKF-owskie lata 70. Skąd wzięła się nazwa Kogucik? Tutaj wyjaśnienie jest banalne, choć dla niektórych zaskakujące. Patronem klubu była Cepelia, a kogucik był jej znakiem graficznym. W kinie, które miało 375 miejsc, wszystkie karnety były wykupione, a na liście społecznej oczekiwało się około 3 miesięcy.

- Szanse na karnet były niewielkie, ale mój nieżyjący już przyjaciel, redaktor Heniek Urbańczyk zaproponował mi wejście „bocznymi drzwiami”, czyli możliwość zostania prelegentem. Pierwsza moja prelekcja odbyła się w 1965 roku. Wtedy wszedłem do „rady klubu”, potem zarządu, a prezesem zostałem w 1973 roku – wspomina Andrzej Dutka. Kogucika prowadził przez 48 lat. W tym czasie DKF obchodził 60 urodziny.

Pierwsza projekcja w ramach Kogucika odbyła się 18 października 1961 roku Wyświetlono wtedy film z kręgu francuskiej Nowej Fali „Nie ma pogrzebów w niedzielę”. Seanse w ramach klubu odbywały się we wtorki. Dlaczego? Poniedziałek to czas teatru telewizji, środa – mecze piłkarskie, czwartek – Kobra, piątek, sobota i niedziela, to były najlepsze frekwencyjnie dni w kinach. Pozostał wtorek. Kiedy Teatr Telewizji przestał być popularny, okazało się, że to najgorszy frekwencyjnie dzień tygodnia dla kiniarzy – dlatego pozostawiono go dla DKF-u. Wśród twórców bielskiego DKF-u byli filmowcy z Amatorskiego Klubu Filmowego – Henryk Urbańczyk, Jan Habarta i Marian Koim. Z Domu Kultury Włókniarzy do kina Rialto mieli tylko kilka kroków. Kierowniczkę kina przekonali podobno… możliwością pogaduszek po seansach.

Filmowiec Henryk Urbańczyk

- Kiedyś za spotkanie został zaproszony Krzysztof Kieślowski. Bielski filmowiec amator – Henryk Urbańczyk, zapytał go: „Krzysiu, ile razy wygrałeś ze mną na FAZACH (Festiwalu Filmów Nieprofesjonalnych”. Przez 3 lata z rzędu, wtedy jeszcze student reżyserii pan Kieślowski przegrywał z Heńkiem Urbańczykiem. Serdecznie się przyjaźnili, było bardzo wesoło. Musiał jednak przyznać „nigdy z Heniem nie wygrałem” – wspomina Andrzej Dutka. W klubie gościli także m.in. takie sławy jak Kazimierz Kutz czy Krzysztof Zanussi.

DKF-y cieszyły się ogromną popularnością, bo wyświetlano w nich filmy niedostępne na normalnych seansach. W „dkf-owskiej puli” można było znaleźć filmy, które z powodów ideologicznych nie trafiały do normalnej dystrybucji. Wybitny filmoznawca Tadeusz Lubelski w swojej „Encyklopedii kina” pisał: - Przez wiele lat komunizmu DKFy były w Polsce oazą w miarę wolnej kultury, oknem na świat, miejscem spotkań ludzi niezależnych; tam pokazywano filmy, które nie trafiały do powszechnej dystrybucji z powodów ideologicznych. Na działalność DKFów cenzura przymykała często oko, bowiem pokazy klubowe również dla przedstawicieli partyjnych instytucji były okazją do zapoznania się z wielkimi tytułami i gwiazdami światowego „wrogiego” kina.

Prawdziwym dramatem dla klubu był czas, kiedy bielskie kina Apollo i Rialto kończyły działalność. Klub stracił wtedy długoletnią siedzibę w kinie Rialto. Niestety wtedy przepadły też wszystkie archiwa DKF-u. - Jak przyszliśmy do kina w dniu, kiedy mieliśmy się wynieść, czekając wciąż na decyzję odwoławczą, przed kinem znaleźliśmy stos palących się papierów. Została tylko stara decyzja o rejestracji.

Z kinami wielosalowymi bielskim kinomanom było nie po drodze: - Kinopleksy to jest fabryka z popcornem, reklamami, a DKF to kameralna rozmowa o filmie. W akcie desperacji zwróciliśmy się do takiego kina z pytaniem o możliwość prezentacji filmów. Nie byli zainteresowani. Za wynajęcie Sali musielibyśmy zapłacić 4 tys. zł.

W ostatnich latach seanse odbywały się w kinie Studio, a potem w auli szkoły przy ulicy Modrzewskiego. Ostatnie projekcje odbyły się końcem ubiegłego roku. Członkowie Kogucika nie składają broni. Planują powrócić w nowej formule, w auli Towarzystwa Szkolnego im. M. Reja.

- Taka forma już zamiera, ale warto utrzymywać go przy życiu. Może nieładnie powiem, ale niech to będzie taka forma skansenu. W tej chwili większość ludzi ma dostęp do filmów w domu. Po co wychodzić i płacić. Jeżeli nas przyjmą, to DKF zacznie działać. Nie wierzę, że w prawie 170-tysięcznym mieście nie znajdzie się kilkadziesiąt osób, które chcą chodzić do kina, a nie oglądać filmy – podsumowuje Andrzej Dutka.

[Tekst ukazał się w kwietniowym wydaniu miesięcznika Senior BB]

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%