Taki właśnie charakter miał kameralny występ beskidzkiego zespołu dixielandowego Jerry Brass Band (JBB), który późnym wieczorem w piątek, 29 lipca, zaprezentował się publiczności zgromadzonej w sali Bielskiego Centrum Kultury. Formacja istnieje od 2018 roku i zrzesza znakomitych muzyków z Bielska-Białej i okolic (Cieszyn, Jasienica, Mazańcowice). Nie jest to zespół powszechnie znany, a szkoda, bo gra naprawdę wspaniały jazz tradycyjny, wywodzący się z nowoorleańskich źródeł tego gatunku.
Pomysłodawcą utworzenia JBB był przed czterema laty Jerzy Zaziąbło – klarnecista i saksofonista sopranowy. Pozyskał on do współpracy świetnych instrumentalistów, by wspomnieć chociażby o trębaczu Tadeuszu Janiaku, pianiście i organiście Adamie Kobierskim, puzoniście Tomaszu Procnerze czy wreszcie perkusiście Jarosławie Grzybowskim, który w latach 1999-2004 był bębniarzem popularnej grupy folk-rockowej GOLEC uORKIESTRA z Milówki.
Dixielandowy oktet może się poszczycić utalentowaną wokalistką – Agnieszką Golik (cieszynianką z pochodzenia). Pod koniec czerwca zespół pokazał się z jak najlepszej strony w trakcie festiwalowych prezentacji Bielskiej Zadymki Jazzowej. Zagrał na Placu Ratuszowym, zachęcając przechodniów do wzięcia udziału w Paradzie Nowoorleańskiej, która potem przeszła ulicami miasta. Legendarne standardy jazzu tradycyjnego w wykonaniu Zaziąbły i jego kolegów zwabiły wielu melomanów.
Lipcowy koncert tej formacji w sali BCK miał natomiast niestereotypowy charakter. Publiczność nie tylko słuchała nieśmiertelnych szlagierów jazzowych XX wieku („Sweet Georgia Brown”, „Tiger rag”, „When the saints go marching in”), ale również uczestniczyła w interesującej lekcji historii dixielandu. Każdy z utworów był poprzedzony krótką, ale bardzo treściwą pogadanką trębacza, który ze swadą i dużym znawstwem opowiadał o okolicznościach narodzin poszczególnych kompozycji.
Nogi słuchaczy same rwały się do tańca, bo dixieland to przecież najbardziej taneczna odmiana jazzu. O pogodny nastrój publiczności dbała Agnieszka Golik, śpiewając w radosnej konwencji melodyjne utwory z minionej epoki, w tym zwłaszcza piosenkę „All of me”. Widzowie bardzo gorąco przyjęli muzyków z JBB.
Grupa musiała bisować, a zachwyceni słuchacze otrzymali muzyczny deser w postaci „Hello, Dolly” – niezapomnianego przeboju z amerykańskiej komedii filmowej z 1969 roku. Nikt nie zamierzał opuszczać parkowego obiektu koncertowego, pomimo faktu, że minęła już godz. 22.00. Dla wszystkich było oczywiste, że taki koncert nie zdarza się na co dzień…
Podobnie było w niedzielny wieczór, 31 lipca. W tej samej sali pojawiła się znana i bardzo ceniona przez licznych fanów wokalistka Grażyna Łobaszewska. Przyjechała ona do Bielska-Białej z Trójmiasta. Towarzyszył jej zespół o oryginalnej nazwie: AJAGORE (zbitka językowa trzech słów: „a ja gorę”). To muzyczne trio (Sławomir Kornas – bas, Michał Szczeblewski – perkusja, Maciej Kortas – gitara) jest związane z artystką od 15 lat.
Niemałą część swojej kariery muzycznej poświęciła bliskiej współpracy z jazz-rockową grupą CRASH z Wrocławia. Brała też udział w festiwalach jazzowych w Kaliszu, Krakowie i Wrocławiu. Wielu krytyków i recenzentów muzycznych uważa ją z tego powodu do dziś za artystkę jazzową, choć bliższe prawdy wydaje się stwierdzenie, że Łobaszewska jest kompozytorką i wokalistką, prezentującą brzmienia z pogranicza różnych gatunków, w tym – jazzu, rocka i folk-music.
Jej lipcowy koncert bielski mógł być jednak dużym zaskoczeniem dla zgromadzonych w sali BCK widzów. Popularne utwory – „Za szybą” („…całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę…”) „Czas nas uczy pogody”, „Gdybyś”, „Piosenka o ludziach z duszą” – rozbrzmiewały w zupełnie nowych aranżacjach. Różniły się radykalnie od wersji znanych z dawnych nagrań płytowych. W efekcie nie można było nawet rozpoznać niektórych przebojów Łobaszewskiej.
Artystka zebrała jednak duże brawa publiczności. Na szczególne słowa uznania zasłużył z całą pewnością Sławomir Kornas, basista z grupy AJAGORE. To muzyk o cennych umiejętnościach warsztatowych, którego fascynacja światem dźwięków rozpoczęła się jeszcze w czasach dzieciństwa. Na ówczesnej kasecie magnetofonowej natrafił na utwory Roda Stewarta i Beatlesów. Zmieniło to jego życie. Związał się na trwałe z muzyką.
Takim m.in. entuzjastom Łobaszewska zawdzięcza dziś swój dorobek artystyczny. Niedawno świętowała zresztą 50-lecie wokalnej działalności estradowej. Warto o tym pamiętać!
0 0
Co to były za koncerty... Świetne!