Mury dawnej Café de l’Europe przy ulicy Wzgórze 19 w Bielsku-Białej – znanej później jako Patria – powitały widzów przyjemnym chłodem. W tle rozbrzmiewały ciche dźwięki fortepianu, a w powietrzu unosiło się oczekiwanie: co się wydarzy? Wśród gości z pewnością nie brakowało tych, którzy z rozrzewnieniem wspominali czasy świetności tego miejsca – dancingi, rodzinne uroczystości, eleganckie kolacje. Dziś po luksusie pozostały tylko wspomnienia, kilka dostojnych żyrandoli, odpadający gdzieniegdzie tynk z sufitu i wyjątkowe malowidła ścienne wykonane w latach 70. przez Elżbietę Bińczak-Hańderek, które nadal zdobią wnętrza, jakby strzegły ducha minionej epoki.
Powrót do Hotelu Kaiserhof
Już od progu gości witali portierzy w eleganckich liberiach, kłaniając się z uprzejmym hasłem: „Witamy w Hotelu Kaiserhof”. Choć spektakl nie odbywał się w historycznym Hotelu President, symbolika tej stylizacji była wyraźna – widzowie natychmiast zostali przeniesieni w realia cesarskiego Bielitz z początku XX wieku. To właśnie ta nieco zrujnowana, lecz wciąż dostojna sceneria nadała wydarzeniu unikalny klimat – jakby dawne historie i tajemnice same prosiły się o opowiedzenie.
Widowisko przygotował Teatr Bez Granic – lokalna grupa artystyczna działająca pod skrzydłami Domu Kultury Włókniarzy, która ma w dorobku wiele inscenizacji klasyki literatury. Tym razem, 14 i 15 czerwca 2025 roku, twórcy zaprosili widzów do świata retro-kryminału zatytułowanego „Czarna Ręka”.
Z archiwum Bielska-Białej: opowieść oparta na faktach
Za tekst i reżyserię odpowiada Marta Gzowska-Sawicka – aktorka Teatru Polskiego, która od 2023 roku kieruje Teatrem Bez Granic. W „Czarnej Ręce” sięgnęła po prawdziwą historię z lutego 1912 roku: pokojówka Grand Hotelu, Katarzyna Hanuszówna, otrzymuje anonimowy list z szantażem. Gdy odmawia zapłaty, groźby trafiają do właściciela hotelu i policji. Listy podpisane symbolem „Czarnej Ręki” zaczynają trafiać do kolejnych mieszkańców miasta – grożą kompromitacją, śmiercią, utratą majątku. Przerażające? Z pewnością. Tym bardziej że intryga miała swoje źródło... w hotelowym foyer.
Dzięki historycznym konsultacjom Jacka Kachla udało się twórcom odtworzyć tło epoki z dużą dbałością o szczegóły – zarówno realia społeczne, jak i język, zwyczaje oraz ówczesne napięcia narodowościowe.
Teatr site-specific, czyli zanurzenie w opowieści
Widzowie nie tyle oglądali spektakl, co stali się jego częścią – zanurzeni w przestrzeni, która była równocześnie scenografią i bohaterem opowieści. Aktorów i publiczność dzieliły momentami zaledwie centymetry, co potęgowało wrażenie uczestnictwa, a nie obserwacji. Granica między fikcją a rzeczywistością zacierała się z każdą sceną – siedzący widzowie znajdowali się tuż obok bohaterów, stając się niemymi świadkami dramatycznych rozmów, szantaży i podejrzeń. Spektakl budował napięcie nie tylko fabularnie, ale i przez fizyczną bliskość, grę spojrzeń, obecność aktorów dosłownie na wyciągnięcie ręki. Ta teatralna immersja sprawiła, że zabytkowe mury Café de l’Europe ożyły – nie jako dekoracja, lecz jako nośnik emocji i pamięci, odsłaniając swoje mroczne tajemnice z minionej epoki.
Aktorzy z epoki – bez granic i bez zarzutu
Aktorzy Teatru Bez Granic spisali się bez zarzutu – ich kreacje przywróciły do życia postacie rodem z belle époque. Stylizacje, gesty, sposób mówienia – wszystko to budowało wiarygodny obraz epoki, który w przestrzeni Patrii zyskiwał dodatkowy wymiar autentyczności. „Aktorzy z epoki – bez granic i bez zarzutu” – to nie tylko gra słów, ale trafne podsumowanie pracy zespołu, który włożył wiele serca i warsztatowej rzetelności w każdą z ról.
Weronika Pilszak jako Katarzyna – młoda dziewczyna z prowincji, której marzenia zostają brutalnie skonfrontowane z rzeczywistością – stworzyła poruszającą kreację. Wyrachowany adorator z wyższych sfer, Gustaw (Szymon Dwornik), to typowy paniczyk, który swoją pozycją społeczną ukrywa moralną pustkę – rola zagrana z chłodną precyzją, w której pobrzmiewa klasyczny motyw relacji między młodą służącą a panem domu – dobrze znany z "Moralności Pani Dulskiej". To teatralne echo znanego dramatu dodawało scenie gorzkiego autentyzmu i literackiego wymiaru.
Mateusz Moskała w roli portiera – postaci łączącej świat służby z sekretnym życiem hotelu – znakomicie oddał charakter kogoś, kto wie i słyszy więcej, niż powinien. Grzegorz Sopyło i Kajetan Gadka, jako duet śledczych, wprowadzili do spektaklu subtelną nutę komizmu i lekkiej groteski, łagodząc napięcie bez zubażania głównego wątku. Świat polityki, pieniędzy i lokalnych wpływów – aż nazbyt znajomy – ukazywał się tu niczym w krzywym zwierciadle, co tylko dodawało spektaklowi aktualności.
W rozmowach bohaterów pojawił się również epizodyczny, ale intrygujący wątek początków bielskiej kinematografii. Wspomniano o pierwszych prywatnych pokazach filmowych organizowanych przez lokalną elitę – nierzadko o lekko frywolnym charakterze. Ten drobny historyczny akcent wzbogacił tło obyczajowe spektaklu.
Muzyczną klamrą spektaklu i klimatycznym przerywnikiem był występ, jakby żywcem przeniesiony z przedwojennych kabaretów. W roli Marleny – scenicznej diwy z lat 20. – wystąpiła Aleksandra Podkańska. Jej kreacja, stylizowana na estetykę międzywojennych rewii, była nastrojową przerwą w akcji, a zarazem emocjonalnym dopełnieniem atmosfery spektaklu. Głos śpiewającej aktorki, niosący się po korytarzach Patrii, przywoływał klimat nocnych lokali: elegancki, zmysłowy, podszyty lekką melancholią.
W spektaklu pojawiła się także Frida – bezpruderyjna, wzbudzająca lokalną sensację aktorka z przedwojennej sceny, w którą z wyczuciem wcieliła się Karolina Michalik. Postać ta wnosiła do opowieści nieco prowokacyjny ton, emanujący pewnością siebie i niezależnością.
Nie była jednak tylko barwnym epizodem. Podobnie jak pozostali bohaterowie spektaklu, stanowiła element szerszego obrazu społecznego, który udało się zarysować na niewielkiej scenicznej przestrzeni. Reżyserka przedstawiła przekrój przedwojennego Bielitz – od służby i hotelowych gości, przez lokalną elitę, aż po świat artystycznej bohemy.
W stronę jesieni – i kolejnych premier
Scenografia autorstwa Natalii Paczyńskiej była oszczędna, ale przemyślana – dobrze wykorzystywała możliwości przestrzeni Patrii. Charakteryzacja, przygotowana przez związaną z Teatrem Polskim mistrzynię rzemiosł teatralnych, Marię Dyczek, w subtelny sposób wspierała wizerunek postaci i klimat epoki, nie popadając w przesadę. Choreografie opracowała Nina Tajduś, nadając scenom fizycznej ekspresji, zaś za oprawę muzyczną i akompaniament odpowiadał Przemysław Orszulik, którego aranżacje wzmacniały nastrój i dramaturgię.
Po ostatniej scenie rozległy się gromkie brawa – w pełni zasłużone. Choć to teatr amatorski, z ograniczonym budżetem i skromnymi środkami technicznymi, „Czarna Ręka” udowodniła, że dobrze opowiedziana historia, zaangażowany zespół i pomysł na wykorzystanie przestrzeni mogą złożyć się na wyjątkowe doświadczenie teatralne.
Jesienią „Czarna Ręka” znów może dopisać rozdział w lokalnej kronice z dreszczykiem. Warto śledzić zapowiedzi – bilety mogą zniknąć szybciej niż anonim z szantażem.
[FOTOGRAFIE Z PRÓBY GENERALNEJ AUTORSTWA KAMILA KASPERKA]
Zobacz także:
[ZT]19391[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz