Gośćmi wieczoru byli Zofia Lamers i jej syn Piotr – potomkowie kapitana Ignacego Deca, jednego z wielu polskich oficerów zamordowanych przez NKWD w Katyniu. Wydarzenie przyciągnęło zarówno pasjonatów historii, jak i tych, którzy chcieli po prostu „poczuć wspólnotę pamięci”.
– Pani Zofia to chodząca historia, człowiek, którego wiedza i pamięć nie uległy żadnej amnezji – relacjonuje uczestnik. – Jej opowieść była przejmująca. Słuchałem, jak mówi o ojcu, o dramatycznym oczekiwaniu na wieści, o milczeniu władz i o guziku… Guziku, który został po polskim oficerze. Tyle zostało. A my mamy obowiązek mówić o tym dalej.
W programie spotkania znalazła się prezentacja artefaktów rodzinnych, projekcja dokumentu oraz panel dyskusyjny z udziałem publiczności. Emocji nie brakowało.
– To nie była akademia ku czci, to było żywe spotkanie z historią – podkreśla nasz czytelnik. – To my jesteśmy ostatnim pokoleniem, które może usłyszeć te historie z pierwszej ręki. Dlatego byłem tam. I dlatego piszę ten list.
Spotkanie zakończyły gromkie brawa i symboliczny bukiet dla prelegentki.
– Zasłużyła. Mimo swojego wieku pani Zofia cieszy się niesamowitym wigorem, pogodą ducha i czymś, czego brakuje dziś wielu młodszym – pasją do prawdy i faktów historycznych - czytamy w liście.
Warto dodać, że Zofia Lamers jest ostatnią żyjącą członkinią Rodzin Katyńskich w naszym mieście. Jej obecność – jak zaznacza autor listu – ma wymiar nie tylko osobisty, ale i narodowy.
– Dopóki ktoś pamięta, dopóty ofiary żyją w naszej świadomości. A guziki polskich oficerów, które można zobaczyć w kościele św. Trójcy – to nie są tylko przedmioty. To niemi świadkowie zbrodni - podsumował uczestnik spotkania.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz