Zamknij

Tradycja, sztuka i historia na kartach „Kalendarza Beskidzkiego”

Agata RucińskaAgata Rucińska 21:27, 20.02.2025 Aktualizacja: 08:37, 21.02.2025
Skomentuj Goście spotkania promocyjnego Kalendarza Beskidzkiego Goście spotkania promocyjnego Kalendarza Beskidzkiego

Czwartkowe popołudnie w Domu Kultury Włókniarzy miało smak tradycji – i to dosłownie. Już od progu gości witano chlebem, bo jak wiadomo, chlebem i solą Polacy witają tych, których szanują. A jeśli szacunek należy się komuś bezsprzecznie, to właśnie „Kalendarzowi Beskidzkiemu” – publikacji, która od lat karmi nie tylko ducha, ale i pamięć o tym, co w regionie najcenniejsze. Jego promocja nie mogła więc obyć się bez odpowiedniej oprawy – muzyki, opowieści i spotkania z tymi, którzy dla lokalnej kultury pracują od dekad.

 

Członkowie zespołu Beskid witają gości bochnem chleba

Michał Czulak, kierownik Domu Kultury Włókniarzy, jako pierwszy zabrał głos. Przywitał zgromadzonych, przedstawił bohaterów wieczoru i podkreślił znaczenie „Kalendarza Beskidzkiego” jako dokumentu regionalnej pamięci. Po kilku słowach wprowadzenia oddał mikrofon Janowi Pichecie, redaktorowi naczelnemu almanachu, który poprowadził dalszą część spotkania.

Wieczór upłynął pod znakiem dwóch ważnych symboli beskidzkiej kultury – Zespołu Pieśni i Tańca „Beskid” oraz Ignacego Bieńka. „Beskid” od 70 lat kultywuje regionalną tradycję, występując na scenach w kraju i za granicą. Ignacy Bieniek, znany bielszczanom głównie jako autor nieistniejącej już mozaiki, jest postacią szczególnie związaną z Włókniarzem. To właśnie tutaj od kilkudziesięciu lat odbywa się Konkurs Malarstwa Nieprofesjonalnego jego imienia, promujący lokalnych artystów.

Historia Zespołu ‘Beskid’ w najnowszym almanachu

Pierwszą część wieczoru zdominował Zespół Pieśni i Tańca „Beskid”, który od siedmiu dekad jest wizytówką regionu. Od Mazurków po Obereki, od Bielska po najdalsze zakątki świata – ten zespół "wtańczył się" w historię miasta, a jego losy przypomniał w najnowszym „Kalendarzu Beskidzkim” Lech Kotwicz, autor tekstu „Beskidzka odyseja”.

(Od lewej) Barbara Rybczyk, Romana Polok i mąż pani Barbary - także tancerz ZPiT BESKID

Spotkanie było nie tylko okazją do wspomnień, ale i do muzycznych przerywników – w końcu nie wypada mówić o zespole tanecznym, nie pokazując jego kunsztu. Zadbała o to Kapela Góralska Beskid i tancerze zespołu. Nie mogło zabraknąć także tych, którzy tworzyli legendę zespołu. Na spotkaniu pojawiła się Romana Polok, charyzmatyczna choreografka i wieloletnia kierowniczka „Beskidu”.  Jej entuzjazm i pasja sprawiły, że pokolenia tancerzy do dziś wspominają jej próby z uśmiechem. Towarzyszyła jej Barbara Rybczyk, obecna instruktorka i choreografka, która kontynuuje dzieło swojej poprzedniczki.

Rozmowy o zespole pełne były anegdot. Były wspomnienia o zagranicznych występach, które w czasach PRL-u były niczym podróż na inną planetę, opowieści o celnikach przeszukujących kufry ze strojami oraz historie o przygodach, które dziś mogą bawić, ale wtedy przyprawiały o szybsze bicie serca.

Ignacy Bieniek – zapomniana sztuka w nowym świetle

Druga część wieczoru należała do Ignacego Bieńka – artysty, który wielu bielszczanom kojarzy się z nieistniejącą już mozaiką, zdobiąca niegdyś mury wokół zakładów Welux przy ulicy Leszczyńskiej (mozaika uległa całkowitemu zniszczeniu podczas prac przygotowawczych do budowy centrum handlowego Gemini Park - przyp. red.). Bieniek jest postacią szczególnie związaną z Domem Kultury Włókniarzy – to właśnie tutaj od kilkudziesięciu lat odbywa się Konkurs Malarstwa Nieprofesjonalnego jego imienia, będący ukłonem w stronę tych, którzy tworzą sztukę z pasji.

Postać artysty przypomniała Kinga Kawczak, autorka tekstu „Ptyrodaktyle i ptaszydła”, rzucając nowe światło na jego twórczość rzeźbiarską – mniej znaną, a równie fascynującą. Do rozmowy dołączył również grafik i plakacista Michał Kliś, który znał Bieńka osobiście i miał okazję towarzyszyć mu przy pracy. Jego opowieści nie tylko odmalowały obraz artysty, ale i człowieka, który zmagał się z realiami swojej epoki – czasami, gdy sztuka bywała podporządkowana polityce, a decyzje o losie dzieł zapadały poza pracowniami twórców.

Kinga Kawczak i Michał Kliś

Nie tylko kalendarz, ale kronika pamięci

Spotkanie we Włókniarzu pokazało, że „Kalendarz Beskidzki” to coś więcej niż zbiór artykułów. To kronika beskidzkiej tożsamości – zapis historii, która mogłaby zostać zapomniana, gdyby nie wysiłek tych, którzy ją pielęgnują.

Historie o tańczących pokoleniach „Beskidu” i artyście, którego dzieła można dziś oglądać jedynie na archiwalnych zdjęciach, to dwa różne, ale równie ważne wątki tej samej opowieści – o kulturze, która żyje tak długo, jak długo się o niej mówi.

Tych, którzy chcą poznać ją bliżej, organizatorzy spotkania odsyłają na łamy „Kalendarza Beskidzkiego” – bo to właśnie w nim bije serce regionu.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu bielskirynek.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%