W Bielsku-Białej sprawa CIC wywołała polityczne trzęsienie ziemi. Radni Klubu PiS złożyli projekt apelu do premiera, domagając się zablokowania powstania takiego centrum w naszym mieście. Obawy? Brak konsultacji, lęk przed niekontrolowaną migracją, pytania o bezpieczeństwo. To głos sporej części mieszkańców – i niezależnie od tonu debaty, warto go wysłuchać, a nie zbywać etykietką „ksenofobii”.
Z kolei radni KO – Roman Matyja, Maksymilian Pryga i Karol Markowski – zagłosowali przeciw apelowi (podobnie jak trzynastu pozostałych radnych – przyp. redakcji), ale nie dlatego, że chcą „otwierać granice”. W interpelacji skierowanej do prezydenta miasta jasno zaznaczają: chcą najpierw rzetelnych informacji, konsultacji społecznych i odpowiedzi na pytania mieszkańców. Ich postawa to próba wyhamowania emocji i przesunięcia sprawy z poziomu histerii na poziom faktów.
[ZT]17885[/ZT]
Prezydent Klimaszewski przypomniał natomiast, że to nie obecny rząd, ale poprzednia ekipa (czyli PiS) rozpoczęła pilotaż CIC. Dodał, że bielskie centrum – jeśli powstanie – będzie prowadzone przez Caritas, instytucję zaufaną, znaną z działalności pomocowej. Wszystko więc wskazuje na to, że nie mówimy o żadnej rewolucji, tylko o punkcie informacyjnym dla ludzi, którzy już tu są i chcą żyć w zgodzie z naszym systemem. Wszystkie strony sporu zgadzają się w jednej kwestii: są przeciwko nielegalnej migracji.
No dobrze – ale skoro pytamy, „czemu są te centra?” i „czemu tylu ludzi się ich boi?”, to spróbujmy odpowiedzieć uczciwie – uwzględniając i zwolenników, i przeciwników.
Zgodnie z dokumentami Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej oraz samorządów, CIC to punkty informacyjno-doradcze, w których cudzoziemcy mogą nauczyć się języka, uzyskać pomoc prawną, dowiedzieć się, jak załatwić sprawy urzędowe, zapisać dzieci do szkoły czy znaleźć pracę. Ich celem jest wsparcie legalnie przebywających obcokrajowców, by mogli się szybciej zintegrować i samodzielnie funkcjonować.
Według danych rządowych z 2024 roku, w Polsce legalnie przebywa ponad 2 miliony cudzoziemców – głównie z Ukrainy, Białorusi i Gruzji. Wielu z nich mieszka i pracuje w Polsce od lat. CIC nie mają więc „ściągać” nowych migrantów, ale pomagać tym, którzy już tu są.
Dla zwolenników to inwestycja w bezpieczeństwo i porządek – bo człowiek, który zna przepisy, mówi po polsku i zna lokalne zasady, nie żyje w szarej strefie ani nie staje się źródłem napięć. Tak istotę powstania CIC wyjaśnia na swojej stronie Caritas Archidiecezji Katowickiej – „pragniemy zdementować nieprawdziwe doniesienia i rozwiać wątpliwości”.
Jak podkreśla dr Anna Łotocka z Uniwersytetu Warszawskiego, specjalistka ds. integracji społecznej: „Z punktu widzenia długofalowego bezpieczeństwa, integracja legalnych migrantów, to nie problem – to warunek utrzymania tego bezpieczeństwa.”
Tu padają pytania, które – niezależnie od tonu – warto traktować poważnie. Przeciwnicy obawiają się m.in.:
Niektórzy wskazują też na medialne doniesienia o nielegalnych grupach migrantów – nie tylko na granicy z Białorusią czy Niemcami, ale też w głębi kraju. Te informacje – często nagłaśniane bez kontekstu – zamiast tonować emocje, tylko je podsycają. Trudno się dziwić: zwykły obywatel nie zawsze odróżnia migranta legalnego od nielegalnego, zwłaszcza jeśli nikt mu tego spokojnie nie tłumaczy.
Wśród mieszkańców słychać głosy typu: „Pomagajmy, ale najpierw swoim”, „Skąd mamy wiedzieć, kto tu jest legalnie, a kto nie?”, „Czy CIC nie stanie się punktem przyciągającym kolejne fale migrantów – także tych nielegalnych?” To pytania, które nie biorą się z próżni – ale z realnych emocji i informacyjnego chaosu.
Ktoś, kto chce pomóc cudzoziemcom się odnaleźć w Polsce – nie zdradza kraju. A ktoś, kto martwi się o bezpieczeństwo – nie musi być rasistą. Problem w tym, że brakuje rozmowy. Zamiast wspólnej debaty mamy jednostronne komunikaty i wzajemne podejrzenia. A to nie sprzyja budowie społecznego zaufania.
Centra Integracji Cudzoziemców – jeśli rzeczywiście będą tym, co opisują oficjalne źródła – mogą być szansą, a nie zagrożeniem. Ale żeby tak się stało, potrzebne są trzy rzeczy: jasność, otwartość i współdecydowanie. Bo jak coś jest robione bez ludzi – to i przeciw ludziom.
Może więc zamiast krzyczeć „nie chcemy!” albo „musicie zrozumieć!”, warto powiedzieć: „Pokażcie nam dokładnie, o co chodzi. A potem pogadajmy – jak równi z równymi". W końcu integracja zaczyna się nie od instytucji – tylko od rozmowy.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz