Przez 100 minut scena teatralna pełni rolę sali sądowej. Na oczach publiczności toczy się spektakularny proces nasuwający natychmiastowe skojarzenia ze słynnymi amerykańskimi dramatami filmowymi typu „12 gniewnych ludzi” (1957), a także „Werdykt” (1982) Sidneya Lumeta, „Uznany za niewinnego” Alana J. Pakuli (1990) czy wreszcie „Ława przysięgłych” (2003) Gary’ego Fledera. Taka niezwykła konwencja inscenizacyjna charakteryzuje ostatnią w obecnym sezonie artystycznym premierę na deskach Teatru Polskiego w Bielsku-Białej.
„Granica” Zofii Nałkowskiej w literackiej adaptacji Joanny Kowalskiej i zaskakującej reżyserii Piotra Ratajczaka (znanego już bielskim widzom z widowiska „Zły” Leopolda Tyrmanda) stanowi oryginalną próbę odczarowania przymusowej lektury szkolnej. Napisana w 1935 roku powieść Nałkowskiej, określana w encyklopediach jako wybitny manifest ideowy i filozoficzny autorki, zyskała teraz zupełnie świeże oblicze.
Sensacyjna forma narracji teatralnej nadaje przedstawieniu wielce atrakcyjną postać. Nikt na widowni nie przysypia z nudów, a akcja trzyma widzów w napięciu również za sprawą intrygującej oprawy muzycznej, obfitującej w melodie i rytmy z różnych epok.
Bielska wersja „Granicy” odbiega znacząco od wszystkich dotychczasowych inscenizacji teatralnych dzieła znanej pisarki żyjącej – przypomnijmy – w latach 1884-1954. Widowiska w Teatrze Telewizji (1984) w reżyserii Jana Błeszyńskiego oraz w Teatrze Polskim w Poznaniu (2014) pod okiem Szymona Kaczmarka były tradycyjnymi interpretacjami powieści Nałkowskiej, która zasłynęła ponadto – co przy okazji warto odnotować – takimi utworami literackimi, jak „Romans Teresy Hennert”, „Dom kobiet” czy „Medaliony”.
Również filmy fabularne na kanwie „Granicy” nie ekscytowały widzów nadmiernymi odstępstwami od pierwowzoru. Obrazy Józefa Lejtesa z 1938 roku (z Elżbietą Barszczewską, Mieczysławą Ćwiklinską i Aleksandrem Zelwerowiczem) oraz Jana Rybkowskiego z 1978 roku (z Krystyną Jandą, Barbarą Ludwiżanką, Sławomirą Łozińską i Andrzejem Sewerynem) stanowiły mniej czy bardziej dosłowną ekranizację głośnego utworu literackiego z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Jedynie Rybkowski skorzystał z filmowego scenariusza Józefa Hena, który nie trzymał się ortodoksyjnie powieściowego oryginału.
W Bielsku postanowiono natomiast odejść od zwyczajowego ukazywania dramatu. Życie i karierę zawodową Zenona Ziembiewicza, inteligenta o ziemiańskim pochodzeniu, który z radykalizującego studenta przeobraża się nieoczekiwanie w dygnitarza (a dziś powiedzielibyśmy wręcz – celebrytę), zaprezentowano w formie ostrego starcia rozmaitych punktów widzenia.
Publiczność ma możliwość obejrzenia tych samych zdarzeń, relacjonowanych jednak w całkowicie odmienny sposób przez różnych uczestników i świadków. Spektakl wydaje się gloryfikacją nieśmiertelnej sentencji łacińskiej AUDIATUR ET ALTERA PARS.
Scenariusz bielskiego widowiska stanowi efektowne urzeczywistnienie filmowej reguły Alfreda Hitchcocka, który głosił pogląd, że akcja powinna się rozpocząć od trzęsienia ziemi, a potem napięcie musi jeszcze cały czas rosnąć. W pierwszej scenie spektaklu (ukazanej z różnych punktów obserwacyjnych) pada śmiertelny strzał, w wyniku którego ginie główny bohater.
A w dalszej części przedstawienia… opowiada on żywo i energicznie o tragicznych okolicznościach swojej egzystencji. Ratajczak świadomie zrezygnował po prostu z chronologii wydarzeń. Dla publiczności taka reżyserska koncepcja jest z pewnością frapująca. Niestereotypowa narracja budzi naturalne zaciekawienie. Trzeba przyznać, ze tego jeszcze w bielskim teatrze nigdy nie było!
Biografia Ziembiewicza jest pełna gwałtownych namiętności i uczuć, dramatycznych perypetii i powikłań w zawodowej karierze oraz licznych przypadków nieustającego przekraczania przez niego granic moralnych, obyczajowych i społecznych. Będąc redaktorem lokalnej gazety zostaje w pewnym momencie prezydentem miasta, który stopniowo wyrzeka się własnych zasad głoszonych z ogromną pasją w czasach młodości.
Wplątuje się w uczuciowy trójkąt z żoną Elżbietą i kochanką Justyną. Pozamałżeński romans z ubogą dziewczyną sprawia, że zachodzi ona z nim w ciążę. Emocjonalne komplikacje burzą jego spokój. Bolesna sprawa aborcji nie daje mu żyć. Na domiar złego giną robotnicy, uczestnicy ulicznych protestów, do których polecił strzelać pod namową zepsutych moralnie ludzi z lokalnej elity!
Kolejne wydarzenia z jego życia są przedstawiane na sali sądowej jako elementy zaciętego sporu pomiędzy prokuratorem a obrończynią Justyny oskarżonej o zastrzelenie Zenona. To kontradyktoryjny model karnego procesu sądowego, zaczerpnięty z anglosaskiego systemu prawnego. Spór jest sposobem na poznanie prawdy. Amerykańskie filmy sądowe Lumeta czy Pakuli eksponowały właśnie taki tryb postępowania, a znakomite kreacje aktorskie odtwórców głównych ról (Dustin Hoffman, Harrison Ford czy Paul Newman) uwypuklały sugestywny charakter rozpraw.
Bielskie widowisko naśladuje amerykańskie zwyczaje. Podczas całego spektaklu roi się dosłownie od czytelnych aluzji i odniesień do współczesności, w tym – dla przykładu – do pamiętnej afery seksualnej Billa Clintona, byłego prezydenta USA, oskarżonego o pozamałżeński romans ze stażystką z Białego Domu. XX-wieczna powieść Nałkowskiej jest tylko punktem wyjścia do aktualnych rozważań o etycznych nieprawościach, nadużywaniu władzy i naruszaniu zasad praworządności.
Bezspornym atutem bielskiej „Granicy” są świetni aktorzy. Na szczególne uznanie zasługuje artystyczne małżeństwo Marty Gzowskiej-Sawickiej (obrończyni) i Rafała Sawickiego (prokurator). Ich oratorskie pojedynki na sali sądowej są mistrzostwem sztuki aktorskiej. Oboje skutecznie udowadniają, że imponujące talenty artystyczne mają wpisane we własne geny. Rewelacyjnie partnerują im: Michał Czaderna (w roli Zenona Ziembiewicza) oraz Oriana Soika (jako Elżbieta Ziembiewicz, żona głównego bohatera).
Brawurowa scena wywiadu telewizyjnego Ziembiewiczów, nawiązująca w oczywisty sposób do historycznego przesłuchania Clintonów w Ameryce, może wręcz uchodzić za edukacyjny wzorzec warsztatu aktorskiego dla studentów uczelni teatralnych. Wspomnieć tez warto o interesujących rolach Magdaleny Jaworskiej (postać ubogiej Justyny) oraz Wiktorii Węgrzyn-Lichosyt (we wcieleniu Cecylii Kolichowskiej, bezlitosnej bizneswoman).
Wizualna oprawa spektaklu jest natomiast dziełem Marcina Chlandy (scenografia i światła) oraz Katarzyny Sobolewskiej (kostiumy). Stworzyli oni widowisko pełne wysublimowanych barw i tajemniczego uroku. Bielska „Granica” dostarcza doprawdy fascynujących wrażeń! Entuzjastyczna reakcja premierowej publiczności zgromadzonej w teatrze w sobotę, 15 kwietnia, dowiodła niewątpliwych walorów sztuki.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz