Zamknij

Dodaj komentarz

Między prowokacją a prymitywizmem? „Bielska Jesień” 2025 wzbudza kontrowersje, emocje i rodzi pytania

Agata Rucińska Agata Rucińska 20:01, 10.11.2025 Aktualizacja: 21:24, 10.11.2025
Skomentuj Nagroda Grand Prix Małgorzata Mycek / fot Julia Oginska Nagroda Grand Prix Małgorzata Mycek / fot Julia Oginska

Tegoroczna „Bielska Jesień” nie przeszła bez echa. Wystawa finałowa 47. Biennale Malarstwa w Bielsku-Białej nie tylko przyciągnęła uwagę, ale — zgodnie z zapowiedzią jury — wyraźnie wzbudziła emocje. Jury postawiło na prace ekspresyjne, zadziorne i dalekie od konwencjonalnej estetyki. Grand Prix zdobyła Małgorzata Mycek — artysta poruszający w swoich obrazach tematy queerowej tożsamości, prowincjonalności i społecznych napięć.

Zestaw trzech nagrodzonych prac zatytułowanych „Transmutacja”, „Miecz na młot na czarownice” oraz „Upał jak diabli” spotkał się z uznaniem jury, ale niekoniecznie z entuzjazmem publiczności. Komentarze internautów nie pozostawiają złudzeń: „malarska odmiana grafomanii”, „pseudodziecięcy styl”, „prace stylistycznie podobne — jakby dobrane pod gust jednej osoby”, „brak różnorodności, prymitywizm, prowokacja” — to tylko niektóre z głosów, które pojawiły się w sieci po ogłoszeniu wyników.

Prof. dr hab. Ernest Zawada — malarz, dydaktyk i dziekan Wydziału Humanistyczno-Społecznego Uniwersytetu Bielsko-Bialskiego, związany z Akademią Sztuk Pięknych w Warszawie, od lat aktywny w środowisku artystycznym i akademickim — nie krył rozczarowania werdyktem jury. W mediach lokalnych stwierdził wprost, że nagrodzona praca „nie zakwalifikowałaby się w konkursie malarstwa nieprofesjonalnego”. 

Moda, trend czy świadomy wybór języka

Patrząc na zwycięskie obrazy Małgorzaty Mycek, trudno nie zadać pytania: czy współczesna sztuka ulega uproszczeniom? Figury są schematyczne, kolory jaskrawe, forma daleka od klasycznej perspektywy i warsztatu akademickiego. Dla wielu odbiorców to „pseudodziecięcy styl”, który wygląda jak prowokacja albo świadome porzucenie rzemiosła. Ale to właśnie świadomy wybór – uproszczenie nie z braku umiejętności, lecz jako język wyrazu. Malarstwo Mycek nie ma ozdabiać, tylko mówić: o tożsamości, peryferiach, niezgodzie na sztywne ramy. W tym sensie prostota formy staje się narzędziem przekazu – czasem bardziej bezpośrednim niż najdoskonalszy technicznie obraz.

Warto też zauważyć: to, co dziś wygląda jak „uproszczenie”, często wymaga odwagi — bo odbiorca natychmiast wyciąga działa: „ja też bym tak umiał”. A to najprostsza droga do zlekceważenia intencji. Tymczasem właśnie taka estetyka – pozornie naiwna – często wymusza bardziej emocjonalny, a nie tylko intelektualny kontakt z dziełem. To nie „ładne obrazki”, tylko artystyczny głos. I choć budzi skrajne reakcje, trudno odmówić mu jednego: siły oddziaływania.

W tym miejscu powraca pytanie, które niepokoi wielu: czy współczesna polska sztuka zbyt mocno ulega modzie i trendom? Wystarczy spojrzeć na tegorocznych finalistów — często pojawiają się w wielu pracach tematy tożsamościowe, afektywna ekspresja, estetyka celowo „niedoskonała”. Styl przypominający dziecięce rysunki czy szkice z marginesu zeszytu nie musi być oznaką braku warsztatu — czasem jest to strategia, świadome zerwanie z akademicką dyscypliną na rzecz bezpośredniego przekazu.

Z jednej strony — to naturalne, że sztuka żywo reaguje na rzeczywistość, a artyści chcą być częścią ważnych społecznych debat. Z drugiej — nie sposób nie zauważyć, że wiele prac wydaje się ulepionych z tych samych składników: podobna kolorystyka, styl, ton, tematyka. Taki układ może dawać wrażenie, że prace o zbliżonym charakterze dominują, a różnorodność jest mniej odczuwalna

Warto jednak zauważyć, że emocje wokół wystawy mówią wiele — i to nie tylko o samej sztuce. Pokazują też, jak bardzo zmieniają się oczekiwania wobec artysty, instytucji kultury, a nawet samego odbiorcy. Bo pytanie, które coraz częściej pada, nie brzmi: „czy to dobra sztuka?”, ale raczej: „czemu tak mnie to porusza?”.

Nie ulega wątpliwości — sztuka się zmienia. I nie zawsze w kierunku, który jest zgodny z dominującym gustem. Ale to niekoniecznie oznacza, że coś się w niej „psuje”. Być może to właśnie my, odbiorcy, nie nadążamy za tempem, w jakim sztuka poszerza swoje pole znaczeń.

Wystawa „Bielskiej Jesieni” nie jest łatwa ani przyjemna — dokładnie tak, jak zapowiadano. Ale też nie jest obojętna. A to, niezależnie od sympatii czy antypatii, oznacza, że malarstwo wciąż żyje. I prowokuje do rozmowy.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarze (0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%