Grudzień to taki miesiąc, w którym wszystko wydaje się możliwe. Myślisz sobie: „W tym roku na pewno będzie inaczej. Na spokojnie. Z uśmiechem i aromatem piernika w tle”. A potem jest jak zwykle: ty w środku kuchni, w ręku wałek, w tle dzieciaki kłócące się o to, kto zawiesił brzydszą bombkę, a w głowie pytanie: „Po co mi to było?”. Nie martw się – nie jesteś sama.
Planowanie – mit stworzony przez optymistów
Zawsze zaczynam od ambitnego planu. Lista zadań, podzielona na dni, godziny, a nawet minuty. „Pójdzie jak z płatka” – myślę, przyklejając kartkę do lodówki. Tylko że lodówka to nie czarodziejska tablica. Plan znika gdzieś pomiędzy kolejnym „Mamo, gdzie są moje spodnie?” a „Musimy jeszcze dokupić światełka, bo stare nie działają”. Kiedy już wyląduję w supermarkecie, to zamiast rozsądnie wybranych produktów do koszyka wrzucam wszystko, co ma na opakowaniu śnieżynkę. Bo przecież „może się przyda”.
Zakupy – survival w miejskiej dżungli
Robienie zakupów w grudniu to jak wizyta na froncie. Człowiek myśli, że idzie po kilka rzeczy, a wychodzi z dwiema torbami, bólem głowy i rozterką, dlaczego wydaje pieniądze szybciej, niż bank zdąży zarejestrować transakcję. Jeśli w sklepie zobaczysz kobietę, która walczy o ostatni słoik majonezu jak o życie, to ja. Powiedz mi wtedy „brawo” – to jedyne, co mnie powstrzymuje przed rzuceniem się na najbliższe czekoladki w promocji.
A kolejki? Czysta poezja. Czy jest coś bardziej świątecznego niż 25 minut stania za kimś, kto najwyraźniej kompletnie nie zna obsługi kasy samoobsługowej? Czasem myślę, że powinnam zacząć te kolejki wykorzystywać jako czas na medytację. Ale kończy się na planowaniu ucieczki z kraju.
Dekoracje, czyli urok artystycznego chaosu
Kiedy byłam młodsza, wyobrażałam sobie, że świąteczne dekoracje będą u mnie wyglądały jak na Instagramie. Teraz wiem, że moje życie to bardziej „przed” niż „po”. Bombki wieszane przez dzieci są skoncentrowane na jednym fragmencie choinki, który przypomina raczej dyskotekę niż subtelną elegancję. Światełka są zawsze za krótkie, a gwiazda na szczycie wygląda, jakby piła wczoraj o jeden kieliszek wina za dużo.
Ale to nic. Kiedy ktoś pyta, dlaczego dekoracje wyglądają, jakby stworzył je mały, podekscytowany elf, odpowiadam: „Takie były zamierzenia. Wiesz, w tym roku stawiam na autentyczność”.
Kulinarna wojna domowa
A teraz przejdźmy do kuchni – tego miejsca, w którym święta spotykają się z rzeczywistością. Jeśli sądzisz, że ulepienie pierogów to prosta sprawa, to pewnie nigdy nie próbowałaś zrobić ich w towarzystwie dzieci. Jedno chce robić „fajne kształty”, drugie zjada farsz prosto z miski, a trzecie nagle potrzebuje pomocy w sprawie lekcji, bo „dziś termin oddania pracy”. I tak oto kończę z pierogami w kształcie serca, które wyglądają, jakby przeszły przez wojnę, ale przynajmniej są własnoręczne.
A barszcz? Ach, ten słynny barszcz na zakwasie. Tylko że mój zakwas wygląda, jakby postanowił wyprowadzić się do innego garnka, więc w tym roku sięgam po gotowy. Jak ktoś zapyta o smak, powiem, że to przepis prababci – tajemnica rodzinna.
Prezenty – wielka niewiadoma
Tu zawsze popełniam jeden podstawowy błąd: zostawiam wszystko na ostatnią chwilę. „Mam czas” – myślę w listopadzie. Potem nagle jest 22 grudnia, a ja szukam czegoś, co nie wygląda, jakby było kupione w kiosku. Kończy się na książkach, skarpetkach i wiecznym pytaniu: „A ty co chciałeś na święta?”.
Co roku obiecuję sobie, że w przyszłym roku kupię wszystko wcześniej. Ale to już przyszłoroczny problem.
Wielki finał: święta, czyli dzień resetu
W końcu przychodzi dzień świąt. Siedzę przy stole, obok sterty jedzenia, które wyglądało lepiej na zdjęciu w przepisie. Rodzina rozmawia, choć czasem bardziej przypomina to poligon słowny niż kolację wigilijną. Ale wiecie co? Jest dobrze. Właśnie o to chodzi – o te wszystkie niedoskonałości, które sprawiają, że święta są nasze.
A wieczorem, kiedy wszyscy pójdą spać, zostanę sama z winem, czekoladą i błogą ciszą. I wtedy przypomnę sobie, że mimo wszystko... było warto.
Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu bielskirynek.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz