Projekcja w ramach Kina Konesera jeszcze nigdy nie zgromadziła tak licznej widowni, nie mówiąc już o samym fakcie zapełnienia aż sześciu sal. W sumie wczorajszą premierę filmu "Śmierć wyspy" w reż. Darka Tomalaka obejrzało prawie 1000 osób.
Tworzenie filmu, który miał swoją premierę 5 kwietnia w kinie Helios, trwało prawie dziesięć lat i wiązało się głównie ze zbieraniem materiałów, szukaniem ludzi, którzy zechcą opowiedzieć swoją historię tu na miejscu i poza granicami kraju oraz późniejszą selekcją wielogodzinnych nagrań. Przed premierowym pokazem reżyser Darek Tomalak przedstawił osoby, bez których udziału i pomocy produkcja nie doszłaby do skutku. Wśród nich znaleźli się: Krzysztof Bożek, Przemek Gazda, Ewa Furtak, Dawid Ślizak, Paweł Maciążek i Tomasz Słabaszewski. Twórcy "Śmierci wyspy", jak podkreślił Tomalak, to w większości pasjonaci-amatorzy, a sama produkcja powstała bez większego wsparcia finansowego z zewnątrz. Być może tym należy tłumaczyć pewne widoczne w filmie niedociągnięcia realizatorskie. W tym konkretnym przypadku istotna jest jednak treść i przekaz obrazu.
Historyczną narrację do filmu stworzyli Jacek Kachel i Jacek Proszyk, a dodatkową wartość produkcji stanowiły bez wątpienia unikatowe fragmenty nagrań filmowych z archiwum Wojciecha Dutki, które przeplatały się ze wspomnieniami dawnych i obecnych mieszkańców Bielska i Białej.
Trudno jest w trwającym 90 minut dokumencie przedstawić 700-letnie dzieje grodu nad rzeką Białą. Lokalni historycy starali się przede wszystkim przedstawić genezę powstania wielonarodowościowej społeczności, która przez wieki we względnej zgodzie zamieszkiwała tereny dzisiejszego Bielska i Białej.
Kreśląc po krótce historię tych ziem zwrócili uwagę na fakt, z którego często nie zdają sobie sprawy współcześni mieszkańcy miasta, że podwaliny Bielska stworzyła napływowa ludność niemiecka. Przez kolejne wieki prężnie rozwijające się miasto przyjmowało pod swój dach inne nacje, przybywające tu w poszukiwaniu pracy i lepszego bytu. W taki to sposób w okolicach XVI/XVII wieku pojawiła się tu między innymi ludność wyznania mojżeszowego. Jak podkreślają narratorzy filmu, ta prawie idealna symbioza pomiędzy ludnością niemiecką, polską i żydowską zachwiana została w momencie, gdy z Małego Wiednia - opartego na tolerancji, miasto zaczęło zmieniać się w Mały Berlin, chcący wzorować się na twardej polityce Bismarcka. W okresie dwudziestolecia międzywojennego duży wpływ na życie miasta miał także rodzący się ruch narodowościowy (zarówno po stronie polskiej jak i niemieckiej).
Drugą warstwę filmu, tę bardziej emocjonalną tworzą wspomnienia obecnych i dawnych mieszkańców Bielska i Białej. Konrad Korzeniowski, Stanisław Noworyta, Gabriela Haratyk, Michał Kraszkiewicz, Janina Goldman oraz Anna Schliete, Erwin Ścieszka, Walhter Kahlstner, Inka Deutch, Georg Jenkner i Peter Baucher, potomkowie rodzin niemieckich, które po zakończeniu II wojny światowej zmuszone zostały do opuszczenia ojczyzny, wspominają lata swojego dzieciństwa i młodości i rok 1939 z dwóch różnych perspektyw: jedni jako tragiczny okres początku okupacji, drudzy jako radosne powitanie "swoich". Tak samo różne są ich wspomnienia okresu powojennego.
"Śmierć wyspy" Darka Tomalaka z pewnością nie wyczerpuje tematu nie zawsze łatwej historii i pozostawia w widzach spory niedosyt. Z dyskusji, jaka miała miejsce po projekcji filmu wynikało iż zabrakło w nim wielu wątków i wielu wypowiedzi. Jedno jest pewne - film o takiej tematyce był miastu potrzebny i warto potraktować go, jako wstęp do dalszej debaty o mniej znanych faktach z naszej lokalnej przeszłości. Tym bardziej, że dla wielu bielszczan, zdaniem Stanisława Noworyty, historia miasta zaczyna się dopiero w roku 1945.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz