Zamknij
Festiwal Rawa Blues w katowickim Spodku / Fot. Darek Ptaszyński

"Blues miał dziecko i nazwano je rock’n’rollem". Bluesowe emocje nad Rawą [przedruk]

Zbyszek Lubowski Zbyszek Lubowski 09:00, 04.11.2023 Aktualizacja: 17:15, 05.11.2023

"Blues miał dziecko i nazwano je rock’n’rollem". Bluesowe emocje nad Rawą [przedruk]

Blues miał dziecko i nazwano je rock’n’rollem – śpiewał przed laty legendarny bluesman amerykański Muddy Waters (1915-1983). Tytuł tego utworu („The blues had a baby and they called it rock’n’roll”) stał się popularnym mottem dla pomysłodawców i organizatorów setek imprez i przeglądów muzycznych na całym świecie. Nic więc dziwnego, że istotnym komponentem 41. edycji jesiennego festiwalu RAWA BLUES w Katowicach był dwugodzinny set rock’n’rol­lowy z udziałem polskich i brytyjskich artystów, grających muzykę w stylu boogie woogie, rockabilly i pastiszowej odmiany korzennego rock’n’rolla.

Zgromadzona w katowickim Spodku publiczność wpadła w taneczny trans przy dźwiękach utworów w wykonaniu Boogie Boys, Restless i grupy Shakin’ Dudi – gospodarza jesiennej imprezy (dziewięciogodzinny w sumie maraton muzyczny w sobotę, 7 października). Pierwszy z tych wykonawców zaprezentował repertuar inspirowany wyraźnie twórczością Wojciecha Skowrońskiego, zmarłego w 2002 roku znakomitego pianisty, wokalisty i aranżera.

Muzycy z Boogie Boys, w tym zwła­szcza grający na instrumentach klawiszowych Bartłomiej Szopiński i Michał Cholewiński, nie ukrywali swojej fascynacji nurtem boogie woogie. Gołym okiem było widać (i słychać), że takie brzmienia są – bez najmniejszej przesady – muzyką ich życia.

Grupa BOOGIE BOYS – entuzjaści gatunku boogie woogie z ekspresyjną domieszką czarnego bluesa. Fot. Darek Ptaszyński

Ciekawie wypadł też koncert Restless, brytyjskiej grupy istniejącej od ponad 40 lat. Jej nazwa wywodzi się, o czym warto wspomnieć, od tytułu piosenki Carla Perkinsa, jednego z pionierów światowego rock’n’rolla. Występ wzbudził aprobatę widzów, którzy gorącymi brawami nagradzali popisy instrumentalne muzyków.

Na szczególną uwagę zasługiwała w ich interpretacji wyciągnięta z lamusa piosenka „Radar love” z repertuaru holenderskiej formacji Golden Earring, która w swoim czasie zasłynęła koncertami u boku Led Zeppelin czy Joe Cockera. Goście z Anglii nadali nowatorskie oblicze rockowemu szlagierowi sprzed 50 lat.

Owację publiczności wywołało pojawienie się na scenie Ireneusza Dudka we wcieleniu rock’n’rollowym. Śląski animator bluesa i niestrudzony organizator katowickiego festiwalu przeistoczył się na kilkadziesiąt minut w estradowego showmana o artystycznym pseudonimie Shakin’ Dudi. Przypomniał widzom nieśmiertelne przeboje „Za dziesięć minut trzynasta”, „Au sza la la la”, „Zastanów się, co robisz”, „To ty, słodka”.

Ekwilibrystyka nad pianinem

Towarzyszyli mu śląscy muzycy, wśród których nie brakowało artystów o akrobatycznych (dosłownie!) umiejętnościach fizycznych. Pianista Tomasz Pala wspinał się – dla przykładu – na swoim instrumencie, nie przerywając ani na chwilę żywiołowej gry na klawiszach. Widzowie szaleli wręcz z euforii. Takich emocji muzycznych nie było w minionych latach (ponad dwudziestokrotnie miałem już okazję bywać w Spodku na dorocznych imprezach z cyklu RAWA BLUES).

Na zbiorowe żądanie kilkutysięcznego audytorium rozbrzmiewała teraz na „bis” szydercza „Ziuta” (ja wiem, że nie ma brzydkich kobiet, tylko wina czasem brak). Stary dobry rock’n’roll, ubarwiony prześmiewczymi tekstami piosenek, roz­grzał do czerwoności uczestników festiwalu. Spontanicznie tańczyli oni na płycie przed estradą. Nasuwało to nieodparte skojarzenia z organizowanymi w warszawskiej „Stodole” tanecznymi turniejami rock’n’rollowymi im. Billa Haleya.

Ireneusz Dudek / fot. Darek Ptaszyński

Gitarowi wirtuozi

W sobotni wieczór październikowy dominował jednak w Spodku blues, zgodnie ze znaną maksymą amerykańskiego artysty Williego Dixona (1915-1992), który kilkadziesiąt lat temu postawił fachową diagnozę: Blues to korzenie, a reszta muzyki – to owoce.

Tegoroczny program najstarszego w Polsce festiwalu bluesowego obfitował w występy prawdziwych gwiazd z USA i Kanady. Byli to bez wątpienia artyści nietuzinkowi – Altered Five Blues Band, Philip Sayce, Albert Cummings i The Troy Redfern Band. Zainteresowanie widzów budzili zwła­szcza gitarzyści obdarzeni ponadstandardowym kunsztem warsztatowym.

Ci faceci wyróżniają się imponującą biegłością manualną w grze na sześciu strunach – powiedział w pewnej chwili z podziwem jeden ze stojących obok mnie pod sceną słuchaczy. Ekspresyjne, wielominutowe solówki gitarowe stanowiły dawkę rasowego bluesa elektrycznego, zwielokrotnionego brzmieniowo dzięki solidnej aparaturze nagłaśniającej. Poszczególnym mistrzom sześciu strun towarzyszyły – rzecz jasna – perfekcyjne sekcje rytmiczne. Trzeba obiektywnie stwierdzić, że takie wirtuozerskie koncerty bluesowe są ogromną rzadkością w naszym kraju.

Albert Cummings / fot. Darek Ptaszyński

Wyjątkowa energia artystyczna charakteryzowała gitarzystę Philipa Sayce’a. Wielu krytyków i recenzentów muzycznych uważa go nie bez powodu za „Jimiego Hendrixa XXI wieku”. Objawił on niezwykły talent, grając bluesa z pasją, której można tylko pozazdrościć. Jego solówki w utworach „Out of my mind” i „Beautiful” przejdą z pewnością do historii katowickiego festiwalu. W blues-rockowej konwencji były też utrzymane świetne popisy Alberta Cummingsa.

Nieźle zaprezentowali się ponadto polscy bluesmani z zespołów Blueset oraz Teksasy & Wojtek Cugowski. Ich koncerty przypadły do gustu wielu widzom. Muzycy z Blueset przedstawili mieszankę różnych stylów, obejmującą m.in. fusion (brzmienia z pogranicza jazzu i rocka).

Philip Sayce / fot. Darek Ptaszyński

Ciekawie, ale drogo

Konferansjerem trwającego do północy spotkania z bluesem w Spodku był znany dziennikarz radiowy – Jan Chojnacki. Ze znawstwem i estradową swadą opowiadał on publiczności o kolejnych wykonawcach, uatrakcyjniając swoje zapowiedzi barwnymi dykteryjkami na temat prezentowanych artystów. 41. edycja festiwalu RAWA BLUES miała tylko jedną wadę. Ceny potraw i napojów serwowanych uczestnikom imprezy na festiwalowych stoiskach gastronomicznych utrzymywały się, niestety, w górnej strefie stanów wysokich. Inflacja zrobiła po prostu swoje.

[Przedruk z Miesięcznika Społeczno-Kulturalnego Śląsk (nr 11/2023)]

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%