Najpierw był broadwayowski musical w burzliwej epoce hippisowskiej. Jego amerykańską prapremierę w nowatorskiej inscenizacji Harolda Prince’a wystawiono 57 lat temu. Potem w 1972 roku Bob Fosse zaprezentował światu swój – nakręcony na kanwie musicalu – film z udziałem Lizy Minelli i Michaela Yorka. W kolejnych latach ekscytujące widowisko sceniczne gościło na deskach kilkunastu teatrów w Polsce. Teraz głośny musical KABARET Johna Kandera w reżyserii Małgorzaty Warsickiej pojawił się w repertuarze Teatru Polskiego w Bielsku-Białej (jesienna premiera – 7 października).
Nie lada wyzwanie
Znana już bielskiej publiczności z realizacji spektakli „Mistrz i Małgorzata” oraz „Krum” reżyserka nie miała tym razem prostego zadania. Musiała zmierzyć się z prawdziwym wyzwaniem artystycznym. Dotychczasowe inscenizacje kultowego musicalu o narodzinach faszyzmu zasłynęły przecież w pamięci polskich widzów nietuzinkowymi interpretacjami reżyserskimi Andrzeja Marczewskiego, Jerzego Stuhra, Krzysztofa Jasińskiego czy Jacka Bończyka. Nie jest zaś łatwo konkurować z takim sławami, nie wspominając już w ogóle o artystycznej rywalizacji z amerykańskimi twórcami…
Miałem przyjemność oglądać niektóre z rodzimych widowisk zrealizowanych na podstawie broadwayowskiego pierwowzoru scenicznego. Bielskie przedstawienie różni się od nich radykalnie. Nie ma w nim – dla przykładu – takiego imponującego rozmachu realizacyjnego, jaki zaserwował publiczności Jacek Bończyk w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Nie ma też intrygujących rozwiązań inscenizacyjnych, które wyróżniały spektakl wyreżyserowany przez Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze Stu w Krakowie.
Seks i …nazizm
Nie oznacza to jednak, że bielskie dzieło Warsickiej jest złe. Dość sugestywnie ukazuje ono Berlin z okresu lat trzydziestych XX wieku. Fabuła spektaklu jest opowieścią o zdarzeniach z życia młodego Amerykanina, Cliffa Bradshawa, który przyjeżdża do europejskiej, wielokulturowej stolicy wiecznego karnawału. W poszukiwaniu inspiracji do swojej powieści odkrywa on szalony świat nocnych klubów kabaretowych.
Toczy się w nich frywolna, pozbawiona jakichkolwiek ograniczeń obyczajowych, zabawa przy akompaniamencie porywającej do tańca muzyki. A na ulicach kosmopolitycznego miasta dojrzewają w niepokojącym tempie groźne zjawiska nacjonalizmu i antysemityzmu. Zwykli ludzie usiłują żyć normalnie w coraz bardziej dusznej nazistowskiej atmosferze, której przejawem są narastające z dnia na dzień symboliczne pozdrowienia faszystowskie, a także gęstniejące opaski ze swastykami.
Niepowtarzalny duet
Warsicka zdecydowała się na interesujący zabieg reżyserski. Role scenicznych mistrzów ceremonii powierzyła niebanalnemu duetowi aktorskiemu – Marcie Gzowskiej-Sawickiej i Adamowi Myrczkowi. We dwójkę robią oni to, co w spektaklu chorzowskim demonstrował samodzielnie Kamil Franczak, uhonorowany zresztą Złotą Maską za tę wybitną kreację artystyczną.
Bielski duet jest niepowtarzalny, przyciągając uwagę widzów, niczym czarodziejski magnes. Aktorski tandem w trzech europejskich językach snuje zwierzenia, relacjonuje, cieszy się, smuci, opowiada, zapowiada, a nade wszystko – rewelacyjnie śpiewa. Publiczność ma okazję słuchać słynnych utworów z „Kabaretu”, w tym zwłaszcza legendarnej – można rzec – piosenki „Money, money” z polskim tekstem Marty Sawickiej, Grzegorza Margasa i Jana Grucy (przypomnijmy, że w swoim czasie był to wielki, ogólnoświatowy przebój musicalowy w wykonaniu Lizy Minelli).
Bez play-backu
Warto szczególnie podkreślić, że wokalnym popisom śpiewających aktorów nie towarzyszy absolutnie muzyka z play-backu, lecz grający na żywo kwartet pod kierownictwem Jacka Obstarczyka (instrumenty klawiszowe). Usytuowany z tyłu sceny zespół jest nieodłącznym komponentem widowiska. A jeden z muzyków – saksofonista Marcin Żupański – odgrywa nawet epizodyczną rolę dramaturgiczną w jednym z fragmentów spektaklu. Obstarczyk dobrał sobie naprawdę niezłych instrumentalistów…
Widowisko w oprawie scenograficznej Natalii Mleczak ma kilka atutów: oryginalne i frywolne kostiumy niektórych wykonawców (dzieło Konrada Parola), zaskakujące momentami układy choreograficzne Anny Godowskiej oraz klimatyczną grę świateł (efekt starań Jędrzeja Jęcikowskiego). Oprawa świetlna musicalu w końcowej części dwuaktowego przedstawienia tworzy niesamowitą atmosferę swoistego tańca śmierci artystów, biegających bezładnie po scenie w nastroju szoku spowodowanego dramatycznymi przeżyciami w mieście narodzin faszyzmu….
Aktorskie atuty musicalu
Wrażenie to potęgują sugestywne kreacje sceniczne niektórych aktorów – Grzegorza Margasa (początkujący pisarz Cliff Bradshow), Wiktorii Węgrzyn-Lichosyt (w roli Sally Bowles, partnerki głównego bohatera), Grzegorza Sikory (we wcieleniu Ernsta Ludwiga, wyjątkowo złowieszczego nazisty), Tomasza Lorka (odtwórcy postaci Rudolfa Shulza, ofiary antysemickiej nagonki nazistów) oraz Anny Guzik-Tylki (Fraulein Schneider, właścicielka berlińskich kwater noclegowych dla przyjezdnych).
„Kabaret” w inscenizacji Małgorzaty Warsickiej nie jest tylko próbą kolejnego zaprezentowania widzom historycznego musicalu. To całkiem aktualne odniesienie do współczesnych wydarzeń na świecie, a zwłaszcza odradzających się ruchów nacjonalistycznych w różnych zakątkach kuli ziemskiej. Najświeższa odsłona tragicznej wojny palestyńsko-izraelskiej na Bliskim Wschodzie jest tego wymownym przykładem.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz