Zamknij
Film w reżyserii Przemysława Targosza o fabryce FSM

"Fabryka spełnionych marzeń", czyli jak FSM wpisała się w nasze DNA

Agata Rucińska Agata Rucińska 00:21, 27.03.2025 Aktualizacja: 00:25, 27.03.2025

"Fabryka spełnionych marzeń", czyli jak FSM wpisała się w nasze DNA

Trzy sale kinowe, siedemnaście godzin nagrań i wiele wspomnień – dawni pracownicy FSM wrócili do miejsca, które kiedyś tętniło życiem i nadzieją. Wzruszający dokument Przemysława Targosza to więcej niż film – to opowieść o ludziach, którzy zbudowali legendę „malucha”, fabryki i miasta. Czy dziś jeszcze pamiętamy, że Bielsko-Biała było kiedyś sercem polskiej motoryzacji?

 

 

26 marca w kinie Helios prawie 700 dawnych pracowników Fabryki Samochodów Małolitrażowych obejrzało film Przemysława Targosza „Fabryka spełnionych marzeń”. Emerytowani tokarze, lakiernicy, pracownice montażu, księgowe, inżynierowie, magazynierzy, kierownicy zmian i dyrektorzy – wszyscy przyszli zobaczyć film o sobie. Z pomysłu na krótki dokument wyrósł imponujący zbiór 17 godzin nagrań – przyznał przed seansem reżyser.

 

W 90-minutowym filmie w rolę rozmówcy wcielił się dr Maciej Bujakowski, autor scenariusza i konsultant historyczny. Rozmawiał z tymi, którzy tworzyli historię FSM – wspólnie z wielotysięczną załogą. Na ekranie pojawili się między innymi: Zbigniew Michnikowski, Edward Obara, Leszek Dziopak, Andrzej Lubiak, Barbara Gelner, Jerzy Jachnik, Marian Kania, Mirosław Kawka i Mariusz Ficoń.

 

Kadry z filmu

 

Wypowiedzi bohaterów filmu przeplatały się z archiwaliami – wycinkami z dawnych wydań Kroniki Beskidzkiej oraz fragmentami filmów dokumentalnych o zakładzie, zrealizowanych przez bielskie Studio Filmów Rysunkowych. Te obrazy z przeszłości – czarno-białe kadry, ujęcia hal produkcyjnych, portrety ludzi w roboczych fartuchach – dopełniał głos lektora Bogusława Słupczyńskiego.

Symboliczny wymiar spotkania podkreśliły słowa zastępcy prezydenta Bielska-Białej Adama Ruśniaka, który zwrócił się do uczestników seansu z prostym, ale wymownym podziękowaniem: „Dzięki wam to miasto tak się rozwinęło”.

 

W filmie wspomina się nie tylko początki FSM – jest też ciepło o dyrektorze Ryszardzie Dziopaku, który wedle relacji bardziej zarządzał jak dobry, choć momentami surowy gospodarz. Padają słowa o inżynierskiej kreatywności, o pomysłach, które – jak to często bywało w PRL-u – utknęły w szufladach pełnych szkiców, prototypów i niespełnionych ambicji. Jest też fragment o wielkim rajdzie maluchów w góry Kaukazu – wydarzeniu równie absurdalnym, co heroicznym – i o sportowych sukcesach fiata 126p, który udowadniał, że nie liczy się rozmiar silnika, lecz rozmach i fantazja.

 

 

 

Ale FSM to nie tylko maszyny i linie produkcyjne. To przede wszystkim ludzie. I przyszłość, jaką zakład przed nimi otwierał. W Bielsku-Białej powstała specjalna szkoła samochodowa, mająca kształcić przyszłych pracowników fabryki. To była nie tylko inwestycja w kadry – to był sygnał, że młodzież może związać swoje życie z nowoczesnym przemysłem, że jest dla nich perspektywa, zawód, duma. FSM dawała zatrudnienie tysiącom mieszkańców miasta i okolic, a w konsekwencji – kształtowała cały region. Wzrost demograficzny, nowe osiedla, rozwój usług, poprawa infrastruktury – wszystko to zaczynało się od zakładu, w którym można było zacząć „od zera”, a skończyć jako mistrz zmiany, technolog, albo nawet dyrektor.

 

Bo nie ma już FSM. Nie ma huku taśm, stukotu pras, nie ma zapachu smaru zmieszanego z aromatem nadziei. Nie ma robotników w granatowych kombinezonach z termosem herbaty w jednej ręce i zaciętą wiarą w drugiej, że to, co robią – ma sens. Ale „maluch” wciąż jeździ. Gdzieś po polskich wsiach, po bocznych ulicach, po naszych wspomnieniach. FSM może już nie istnieć, ale pozostaje w krajobrazie lokalnej wyobraźni.

 

 

Jako dziecko dorastałam w cieniu FSM – to właśnie tam poznali się moi rodzice. Dobrze pamiętam też swoją pierwszą jazdę maluchem wujka Heńka. Był rok 1978, siódma rano, mroźna sobota. Usiadłam na tylnym siedzeniu, miękkim jak chleb tostowy, i poczułam się jak uczestniczka czegoś wielkiego – może nie rewolucji przemysłowej, ale na pewno rodzinnej. Bo maluch był czymś więcej niż samochodem. Był biletem do świata, w którym można było pojechać do Mielna, do cioci na Żoliborz, a nawet – o zgrozo – za granicę. Zdarzały się rodziny, które potrafiły do „malucha” spakować cały swój dobytek i wyruszyć na zachód w poszukiwaniu lepszego życia.

FSM była jak ta ciocia z Ameryki, która przysyłała paczki: dawała złudzenie nowoczesności, kiedy wszystko wokół trzeszczało w szwach PRL-u. Ludzie mówili o niej z szacunkiem – nawet jeśli narzekali, że skrzynia biegów działała jak stary moździerz, a silnik przy wyższych obrotach wydawał odgłosy przypominające zawodzenie smoka w agonalnym skurczu

 

A potem przyszła prywatyzacja. I Włosi. Sprzedaż FSM Fiatowi w 1992 roku budziła ogromne kontrowersje – jedni widzieli w niej ratunek, drudzy zdradę. Zbyt tanio, zbyt szybko, zbyt mało patriotycznie – mówili krytycy. Rajmund Pollak, w książce "Polacy wyklęci z FSM za komuny i podczas włoskiej inwazji", opisał to bez owijania w bawełnę: jako akt przemysłowej kapitulacji. Opisał kulisy decyzji, która dla wielu pracowników FSM oznaczała koniec pewnej epoki – nie tylko zawodowej, ale i tożsamościowej.

 

 

Zamknięcie FSM (wtedy już FCA Poland Sp. z o.o.) w 2024 roku to nie tylko decyzja korporacyjna. To jakby ktoś wyciął fragment mapy dzieciństwa. Stellantis może i wie, jak się robi samochody elektryczne, ale nie wie, jak się robi legendy. Bo legend się nie projektuje – one się przytrafiają.

Może więc warto czasem – zamiast ładować baterię Tesli – odpalić „malucha”, który krztusi się na zimnym, krzywo odpala, ale jedzie. Bo jechać to nie tylko się przemieszczać. To pamiętać.

I jeszcze jedno: niech ktoś odkurzy tę tabliczkę „FSM Bielsko-Biała” i postawi ją w Muzeum Narodowym. Jak sztandar, jak relikwię. Jak dowód, że kiedyś naprawdę robiliśmy rzeczy, które jeżdżą.

 

[ZT]6954[/ZT]

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarz(2)

JamalaJamala

0 1

Fajny pomysł, gorzej z treścią. Można odnieść wrażenie, że FSM to głównie BOSMAL, a w rzeczywistości był on zupełnie nieistotny, o czym zresztą długo mówili sami inżynierowie.
Nic o normalnych ludziach różnych szczebli od robotników po dyrekcję z Zakładu Mechaniki i Karoserii .
Odnosiło się wrażenie, że FSM to BOSMAL, pan Dziopak i pan Głowacki.
Ale i tak największy pożytek z tego filmu jest taki, że z okazji jego pokazu, przyjemnie było się spotkać z dawno niewidzialnymi znajomymi z FSM i Fiata, których serdecznie pozdrawiam

12:36, 27.03.2025
Odpowiedzi:1
Odpowiedz

BielszczankaBielszczanka

0 0

Ja także poczułam pewien niedosyt. Czekałam na wypowiedzi zwykłych robotników z hal produkcyjnych.

18:04, 27.03.2025


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu bielskirynek.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%