Stanisław Janicki – dziennikarz i reżyser filmowy. Człowiek, który wie wszystko o kinie, a zwłaszcza o „starym kinie”. W tym roku kończy dziewięćdziesiątkę, ale ciągle jest znakomitym gawędziarzem. Mówi, że widzi obrazami, tak jakby w pamięci oglądał film. Często dodaje wtedy „widzę to, jak w kadrze”.W tym odcinku kilka kadrów z jego powojennych wspomnień.
Dlaczego wrócił w latach 90 do Bielska-Białej?
- Miałem już dość Warszawy. Tego, co się zrobiło z Warszawy, w której mieszkałem przed wojną, przez dwa lata. Tuż po wojnie, w czasie moich studiów, to nie była już ta Warszawa. Straciła ten przedwojenny sznyt.
Czy czuje się bardziej dziennikarzem, czy filmowcem?
- Jednym i drugim. Zawsze był film i dziennikarstwo, ale specjalizację filmową. Dziennikarzem byłem z wykształcenia. To jest podstawowa część mojego życia. Od 17 lat jestem autorem i „prezenterem” cotygodniowego felietonu w RMF Classic - Odeon. W tamtych czasach myślałem przez cały czas o filmie, ale żeby zrobić film trzeba było mieć wtedy ukończoną szkołę filmową. Ja tego nie miałem. Mimo to zrobiłem swój pierwszy film w 1973 („Sen o Kurozwękach”), ale Wytwórnia musiała wziąć za to odpowiedzialność. Musiał być jakiś powód, żeby takiemu człowiekowi pozwolić film zrobić. Minister musiał się wtedy zgodzić. Za mną stał dorobek jako krytyka filmowego i program telewizyjny „W Starym Kinie”. A potem było kolejne kolaudacje i kategorie reżyserskie. Liczyły się tylko oceny bardzo dobre.
OBRAZ 1
- Zaraz po wojnie, kiedy poszedłem do szkoły podstawowej w Bielsku, nie było jeszcze zgromadzonych wszystkich dokumentów i nauczyciele dopytywali się kto i gdzie się urodził. Zapytany o to szpanersko odpowiadałem: urodziłem się w Vacuum Oil. A gdzie to jest, pytał nauczyciel. W Teksasie, odpowiadałem. Jak to w Teksasie, co to za żarty? – irytował się. A ja go wtedy z dumą objaśniałem, że urodziłem się w Czechowicach-Dziedzicach, w domu dyrekcji na terenie rafinerii Vacuum Oil Company, która ma siedzibę w Teksasie, bo stamtąd wywodzi się magnat naftowy Rockdefeller.
OBRAZ 2 - Rzecz działa się w Bielsku, w szkole średniej
…Pamiętam profesora Mertę, uczył literatury powszechnej, świetny fachowiec, ale też straszna piła. Nielubiany. Wyzywał nas od głąbów kapuścianych ciemniaków i niewdzięczników, bo nie potrafimy należycie docenić piękna literatury…pięknej. Aż pewnego dnia; trafiła kosa na kamień. Miał on zwyczaj głośnego czytania tekstu z podziałem na role. Omawiamy „Cyda” Corneille’a. Sobie przydziela kwestię Diega, a mnie przypadła Gomeza, czyli rolę protagonistów… Pojedynek. Krzyżujemy szpady w słownym starciu. Profesor eliminuje kolejnych ucznio-aktorów. Został tylko i ja. Napięcie rośnie i nagle patrzę na tekst i widzę moją następną kwestię, która brzmi.: „Ty stary grzybie, za trzy dni śmierć cię sama przydybie”. On skończył, a ja zrobiłem pauzę i jak mu wypaliłem tego „starego grzyba”, to takiej owacji w życiu nie miałem.
OBRAZ 3
Nie sposób nie zapytać pana Stanisława o bielskie kina. I tutaj ciekawostka. Na ścianie jego mieszkania wisi grafika przedstawiająca Ratusz i kino Wanda. Otrzymał ją od prezydenta miasta z okazji swoich 80. urodzin. Jednak pytany o wspomnienia z kina Wanda mówi, że…nigdy w nim nie był. Bywał za to w kinach Apollo i Rialto.
- Jak już po wojnie zamieszkaliśmy w Bielsku, natychmiast zainteresowałem się z kinami. Były dwa kina, co było też kuriozum – obok siebie. Jak oni to robili, nie wiem, przecież to konkurencja. Tam chodziłem od czasu do czasu. Szczególnie zapamiętałem film „Nieznany śpiewak”. Główna rola – wtedy bardzo popularny śpiewak Tino Rossi. Wtedy pójść do kina, to nie było to, co dzisiaj. Były sytuacje, że w kasie zabrakło już biletów. Tłum starający się dostać do kina był nie do opanowania. Ja zostałem wepchnięty do środka, w trakcie „szturmu” do kino. Nosiłem już wtedy okulary. W tym rozgardiaszu okulary spadły i zostały rozdeptane. Na ziemi znalazłem tylko trójkątny kawałeczek szkła. Obejrzałem cały film przez to szkiełko.
OBRAZ 3
Stanisław Janicki w serca milionów Polaków zapadł, przez ponad 30 lat prowadząc „W Starym Kinie”. Jak pamięta początki programu?
- Kluczowa była postać Hanny Goszczyńskiej: - - Znaliśmy się od czasów studenckich. Po studiach Hania zaczęła pracować w telewizji. Pewnego razu zadzwoniła do mnie, że katastrofa, bo dziennikarz prowadzący program o filmie zachorował. Szuka zastępstwa. Programy szły wtedy na żywo… Na propozycję zareagował z lekkim przerażeniem. - Ale jak kobieta mnie prosi i to jeszcze bliska koleżanka, to się nie odmawia…. No, ale skończyło się to zastępstwo rozmów z polskimi reżyserami i powiedziałem (nie tylko sobie), że moja noga w studio telewizyjnym nie stanie: ciasnota, duchota i oślepiające światła (stąd ciemne okulary). Jednak po kilku dniach dzwoni Hania radośnie: program się spodobał, proponują nam kontynuację – godzinny program o starych polskich i zagranicznych filmach. W dodatku w najlepszym czasie emisyjnym - w każdą niedzielę. I najważniejsze - nikt nie będzie w to co i jak robicie wtrącał…Czy się zgadzam? Zgodziłem się bez wahania. I wtedy, w czasie rozmów z Hanią, zrodziła się formuła programu. To Hania wymyśliła nazwę „W Starym Kinie”.
OBRAZ 4 - BEZPIEKA
- Bezpieka. To są gotowe sceny do filmu. Jedna z nich: Pałac Mostowskich czyli wezwanie do siedziby głównej. Duże biurko, główny siedzi za biurkiem, dwóch z boku i w ogóle nie biorą udziału w rozmowie. Główny otwiera teczkę i daje mi do zrozumienia, że on wie o mnie wszystko, włącznie z tym, że wujek od lat pracuje i mieszka w Szwajcarii. Do czwartego pokolenia wstecz wszystko mieli sprawdzone. Kładzie na stole zdjęcie (mam je oczywiście w swoim domowym archiwum) i pyta kto na nim jest. To było zdjęcie z mojego pobytu na Festiwalu w Wenecji. Siedzimy w towarzystwie dziennikarskim. Kto to był? Mówię, że nie wiem, kto to jest, usiedliśmy i rozmawiamy o filmach, o festiwalu, o Wenecji, o życiu i temu podobne…. A Główny na to: „Polska Ludowa zapewniła Panu studia i pracę. Jednak trzeba wiedzieć z kim się spotyka i rozmawia. I bierze to zdjęcie - siedzimy gromadnie przy dużym okrągłym stole na jakimś tarasie rozmawiamy, chwalimy i krytykujemy pokazywane festiwalowe filmy… A Pan wie kto siedzi obok pana i z kim rozmawia? Patrzę - skąd mam wiedzieć kto to jest. Ale Główny wie: - Ten mężczyzna obok, z którym Pan rozmawiał jest z Wolnej Europy. Rozmawiacie razem. O czym rozmawiacie?” A ja naprawdę nie wiedziałem kto to był. - To dziennikarz z „Wolnej Europy”! Zapewniłem, że z kimkolwiek i kiedykolwiek będę rozmawiał za granicą, co będzie wskazywało, że to wróg Polski Ludowej - „Was, Towarzysze, powiadomię”.
A życie toczyło się dalej…
[W artykule wykorzystano cytaty z książki Andrzeja Pacuły W STARYM KINIE STANISŁAWA JANICKIEGO]
[ZT]6143[/ZT]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz