Dziennikarz i reżyser filmowy. Pierwsze skojarzenie wielu pokoleń telewidzów – pan z programu „W starym kinie”. W tym roku kończy 90-tkę, ale wciąż imponuje pamięcią, mocnym, charakterystycznym głosem oraz lekkością opowieści o dawnych czasach. Mówi, że widzi obrazami, tak jakby w pamięci oglądał film. Często dodaje wtedy „widzę to, jak w kadrze”. W swoim bielskim mieszkaniu opowiedział nam skrawek historii swojego życia i rodziny. Zatrzymajmy się przy kilku kadrach z jego wspomnień.
Janiccy pochodzą ze Skoczowa. Dziadek był garbarzem, urodził się w Kętach. Każdy szanujący się rzemieślnik odbywał podróż. Dziadek w Skoczowie trafił na świeżo wybudowaną Garbarnię. Tam się zatrzymał. Poznał babcię. Część rodziny ma korzenie w dzisiejszych Czechach i na Węgrzech.
- Urodziłem się w jednopietrowej kamienicy, widocznej do dzisiaj z pociągu. Ojciec pracował w Rafinerii ropy naftowej w Czechowicach. Niestety mama zmarła na dwa tygodnie przed wybuchem wojny. Gruźlica przed wojną była wyrokiem. Właściwie jej nie znałem. Dziecka nie wolno było dopuścić do człowieka, który prątkował. Ojca tuż przed wojną służbowo przeniesiono do Warszawy. Potem uciekaliśmy aż za Lwów. Tata gwałtownie szukał kogoś kto by się mógł nami zająć. Znalazł w końcu kogoś z rodziny - Ciocię Mańkę z Tarnowskich Gór i to właśnie z nią uciekaliśmy przed frontem.
OBRAZ 1 - WOJNA
- Kolejka po chleb. Żołnierze sowieccy przywozili chleb do piekarni, która nie była czynna. Raz czy dwa razy dziennie wrzucali ten chleb do środka. Kolejka miała ze dwieście metrów. Nas było troje. Mogliśmy stać, zmieniając się w tej kolejce. Jeszcze jedna rzecz którą mam przed oczami. Byliśmy tam w czasie rocznicy Rewolucji Październikowej. Była feta. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem na tramwajach cztery wielkie portrety – Marks, Engels, Lenin i Stalin.
Nic z tego nie rozumiałem, ale zapamiętałem to, jako pewną atrakcję. Potem dopiero zrozumiałem, o co chodzi. To był okres kiedy wywożono do łagrów. Mówiło się do Kazachstanu. Ciocia miała dylemat: jedziemy do Kazachstanu, czy wracamy do Reichu (do Tarnowskich Gór, gdzie mieszkała ciocia).
OBRAZ 2 – GRANICA RADZIECKO-NIEMIECKA
- Dworzec kolejowy we Lwowie, pociąg oblepiony ludźmi, którzy zdecydowali się wrócić na „niemiecka” stronę. W umowie Ribbentrop-Mołotow była małą klauzula, że wszyscy którzy pochodzą z terenów włączonych do Rzeszy mogą wrócić na swoje miejsce. Pociąg dojechał do granicy. Pamiętam dokładnie, przed oczami mam, przejście ówczesnej granicy sowieckiej i niemieckiej, przez most kolejowy na Sanie. Tam to właśnie podjeżdżały pociągi i przechodziło się przez most. Zapamiętałem to, co było później w satyrycznych rysunkach. Z jednej strony wojskowi Rosjanie i po drugiej Niemcy. To były dwa zupełnie inne światy. Z jednej strony zorganizowane wojsko, jak te lalki, wszystko błyszczało, a z drugiej pospolite ruszenie z karabinami na sznurkach.
OBRAZ 3 - ARESZTOWANIE OJCA
- Kęty. Panowie spotykali się w niedzielę po sumie w restauracji. Wśród nich – ojciec pana Stanisława. W osobnym pokoiku rozmawiali o polityce i wojnie. Niestety pewnego letniego dnia okno było otwarte. Ktoś doniósł o czym rozmawiali. - Widzę to. Ładna pogoda, lato, kończyliśmy śniadanie. Łomotanie do drzwi, dwóch weszło jeden został za drzwiami. W czarnych mundurach, krzyczą dzieci won, a do ojca – z nami. Obserwowaliśmy to z ogrodu. Przed bramą stoi samochód. Wyprowadzają go. Wtedy nie wiedzieliśmy co to znaczy. Dzisiaj wiem, że siedział w Bielsku na gestapo. Ojca wypuszczono pod jednym warunkiem. Nie ma go być w ciągu 24 godzin. To jest do dzisiaj zagadka – co się stało?
OBRAZ 4 - LEKCJE W CZASIE OKUPACJI
- Właścicielką willi w Kętach, gdzie mieszkaliśmy, była wdowa po polskim oficerze o nazwisku Reimschüssel. Z Niemcami poza nazwiskiem nie mieli nic wspólnego. Została sama, dlatego szukała kogoś, kto wynajmie u niej pokój. Z zawodu była nauczycielką. Z jej dziećmi mieliśmy lekcje – literatury polskiej oraz historii Polski. Jeśli ktoś spyta, czy chodziłem do szkoły, odpowiem – tak.
OBRAZ 5 - SZKOŁA W SKOCZOWIE
Koniec wojny. Skoczów. Zaczyna się szkoła. Nie było wtedy podziału na klasy.
- Ja to widzę. Od małych kajtków do dryblasów. Nie tylko wiek, ale i mentalność - u każdego inna. Jednej rzeczy nienawidziłem. Duża przerwa, stały wielkie kotły, panie ubrane na biało. Było mleko. Ja czuje wstręt do mleka. Do dzisiaj to pamiętam.
OBRAZ 6 - BROWAR Bielsko
Ojciec pana Stanisława był głównym księgowym.
- Nawet mieszkaliśmy w Browarze. Okna wychodziły na Cieszyńską. Dlatego szlag mnie trafia, mam pretensję do Bielszczan o to, co zrobili z Browarem.
OBRAZ 7 – WAGARY I RELIGIA
- Na wagary z Liceum Kopernika chodziliśmy na Podzamcze. Była tam kawiarnia z pięterkiem. Drugie miejsce, to Stare Bielsko i Trzy Lipki, gdzie chodziliśmy na zajęcia z Przysposobienia Wojskowego. Tam stało tylko kilka domów. Z prawej strony był sklepik spożywczy. Maszerujemy, śpiewamy, jeden z nas się urywa, a za chwilę doszlusowuje z buteleczką czystej. Leżymy w okopach i pociągamy po łyku. Drugie wydarzenie które pamiętam, to lekcje religii w ogrodzie. To był ksiądz myślący. On na zajęciach brał nas pod wielka śliwę. My siedzieliśmy na trawie. Ja to zapamiętałem. Miałem katechetę, który wiedział gdzie się naucza religii.
Dalszy ciąg wspomnień znajdziesz tutaj:
[ZT]6144[/ZT]
Stanisław Janicki, ur. 11 listopada 1933 roku w Czechowicach. Maturę zdał w bielskim Koperniku, studiował na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1967 do 1999 roku prowadził program W starym kinie. Twórca filmów dokumentalnych. Autor audycji Odeon w radiu RMF Classic. W 1996 roku ponownie zamieszkał w Bielsku-Białej.
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz