Co to jest vintage? Pierwotnie to angielskie słowo oznaczało winobranie, ale w ostatnich czasach jest używane niemal wyłącznie dla określenia charakterystycznego stylu w modzie, fascynującego ubiorami z innej epoki. COHAM VINTAGE – to przekorna gra słów, stanowiących oryginalne hasło wizerunkowe Igi Sylwestrzak, projektantki odzieży i kreatywnego kostiumografa z Bielska-Białej.
Jej niezwykłe projekty odzieżowe są od lat wykorzystywane w spektaklach teatralnych w Bielsku i Krakowie, a także w produkcjach filmowych łódzkiej uczelni telewizyjnej i filmowej oraz w teledyskach popularnych wykonawców muzycznych. Artystka uwielbia eklektyzm w swojej pracy kostiumografa. Pasjonuje się obserwowaniem przechodniów na ulicach, których ubrania są dla niej niejednokrotnie źródłem twórczej inspiracji przy projektowaniu niekonwencjonalnych ubiorów teatralnych. Z zapałem zajmuje się też historią mody, z której wyciąga na światło dzienne zapomniane uniformy, kreacje i wdzianka z minionych epok.
- Kiedy rozpoczęła się Pani życiowa przygoda teatralna?
- Już we wczesnym dzieciństwie. Tata jest aktorem Teatru Lalek BANIALUKA, a mama zajmowała się prowadzeniem zajęć teatralnych z dziećmi. Od najmłodszych lat życia miałam więc styczność z teatrem. Byłam jednak nieśmiała i nie lubiłam występować publicznie. Uczęszczałam do Liceum Plastycznego, najpierw w Bielsku, a potem w Krakowie.
- Czy wybór kierunku studiów był naturalną kontynuacją plastycznej edukacji w szkole średniej?
- Początkowo chciałam studiować fotografię, ale ostatecznie wybrałam projektowanie ubiorów. Zostałam studentką Wyższej Szkoły Sztuki i Projektowania w Łodzi. Przed 10 laty ukończyłam ją z wyróżnieniem.
- Kim Pani jest właściwie z zawodu? Często używa się anglojęzycznego określenia „costume designer”…
- Przyjaciele i znajomi traktują mnie – wyznam otwarcie – jako pomysłową projektantkę. Wkładam serce w to, co robię. Po studiach pracowałam w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Byłam asystentką w Pracowni Projektowania Ubiorów na Wydziale Architektury Wnętrz. Nadal marzy mi się doktorat z przekrojowej dyscypliny naukowej pod nazwą: „Jak ubiory w historii wpłynęły na dzisiejszą modę”. Przygotowywałam kiedyś ciekawą wystawę na temat damskich strojów inspirowaną wizerunkiem kobiet w dawnym malarstwie. Moja ukochana pracownia projektowa znajduje się w jednej ze starych kamienic przy ul. Cechowej, w odległości kilku dosłownie minut spacerkiem od siedziby bielskiego teatru.
- Trzy z Pani projektów były naprawdę fascynujące. Moją uwagę zwróciły stroje aktorów w spektaklach: „Wyspa Kalina” (rzecz o skandalistce Kalinie Jędrusik), „Nikt nie kocha tak, jak tenor” (opowieść o frustracjach starzejącego się śpiewaka operowego) oraz „Sztukmistrz z miasta Lublina” (portret ginącego świata chasydów).
- Miło mi, że moje prace zostały dostrzeżone. To dla projektantki cenne słowa uznania. Na swoim koncie mam oprawy kostiumowe kilkunastu różnych spektakli scenicznych nie tylko w Bielsku, ale i w Bytomiu (Akademia Sztuk Teatralnych) oraz w Krakowie (Teatr Bagatela). Szczególną satysfakcję przyniosły mi m.in. projekty ubiorów, przygotowane dla potrzeb widowisk „Ciało Bambina” (Bielsko 2018), „Kasie” (Warszawa 2019) oraz „Cyrano de Bergerac” (Bielsko 2020, nominacja do prestiżowej nagrody Złota Maska). Wymagały one dużo pracy, ale spotkały się z nieskrywaną aprobatą widzów i krytyków teatralnych.
- Czy Pani ceni muzykę rockową?
- Owszem. Nie jest to, co prawda, mój ulubiony gatunek muzyki, ale byłam na koncercie Rolling Stonesów. Z zainteresowaniem zdarza mi się też słuchać utworów w wykonaniu zespołów Metallica i Iron Maiden. Słucham każdego rodzaju muzyki, oprócz disco polo.
- Zapytałem o rock, bo niedawno odkryłem, że stworzyła Pani intrygującą oprawę kostiumową teledysku Muńka Staszczyka, popularnego wokalisty pop-rockowej grupy T.Love.
- W roku 2018 wzięłam udział w przygotowaniu teledysku do utworu Staszczyka „Pola”. Został on wyreżyserowany przez Kasię Sawicką, a tytułową rolę zagrała Agata Buzek. To było wdzięczne zadanie dla projektantki ubiorów. Wspominam to z rozrzewnieniem. Nie było to jedyne zlecenie filmowe w mojej dotychczasowej karierze. W czasach studenckich współpracowałam z wywodzącymi się również z Bielska moimi kolegami z Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej, Filmowej i Telewizyjnej w Łodzi. Uczelnia sąsiaduje terytorialnie ze szkołą, w której ja studiowałam. Opracowałam m.in. projekty ubiorów aktorów i statystów, którzy zagrali w półgodzinnym filmie dyplomowym „Outside song” Przemka Brynkiewicza z Wydziału Operatorskiego „filmówki”.
- Które tkaniny są dla Pani szczególnie atrakcyjne przy projektowaniu ubiorów?
- Myślę, że najczęściej korzystam z jedwabiu i wełny. W okresie studenckim sięgałam czasami do filcu, ale teraz już tego nie robię. Stroje z filcu nie są łatwe w utrzymaniu.
- W naszej rozmowie nie może zabraknąć pytania o ulubione kolory. Jakimi barwami wyróżniają się Pani stroje?
- Nie jest łatwo odpowiedzieć na takie pytanie. Kolor ma istotne znaczenie w pracy projektantki ubiorów, ale nie mam jakichś nadzwyczajnych preferencji w tym względzie. Dominują raczej pastelowe odcienie strojów, które przygotowuję.
- Ile czasu zajmuje Pani zazwyczaj praca nad oprawą kostiumową spektaklu teatralnego?
- Od dwóch do czterech miesięcy. Niekiedy jest to żmudne i czasochłonne przedsięwzięcie. Korzystam z różnych źródeł inspiracji, w tym m.in. własnych obserwacji ubiorów przechodniów na ulicach, których spontanicznie fotografuję, ale w taki sposób, by ich przypadkiem nie drażnić. Sama nie szyję zaprojektowanych przez siebie kostiumów. Zajmuje się tym specjalistyczna pracownia krawiecka. Zaprzyjaźniona ze mną krawcowa zna moje odzieżowe upodobania i fascynacje.
- Czy zawód kostiumografa jest atrakcyjną profesją artystyczną?
- Wystawiłabym tej profesji solidną piątkę w szkolnej skali ocen od 1 do 6. Źródłem satysfakcji są np. nagrody i wyróżnienia, które czasami otrzymuję. Przed 10 laty zajęłam – dla przykładu – drugie miejsce w zorganizowanym przez Muzeum w Wilanowie konkursie „Helena Modrzejewska – ikona stylu”. W ostatnich latach (2018, 2020) zostałam zaś laureatką stypendium artystycznego programu „Młoda Polska”, w kategorii „sztuki wizualne”.
- O czym marzy rodowita bielszczanka Iga Sylwestrzak?
- Takiego pytania nikt mi jeszcze nie postawił. Mam co najmniej dwa skryte marzenia: zaprojektować stroje dla aktorów, którzy zagraliby w pełnometrażowym filmie oraz stworzyć muzeum historii ubiorów w Bielsku-Białej (ex-mieście włókienniczym). Moja pracownia przy ul. Cechowej (COHAM VINTAGE) mogłaby stać się zalążkiem takiej placówki muzealnej.
[przedruk z Miesięcznika Społeczno-Kulturalnego "Śląsk" nr 3 (330) z marca 2023]
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz