Zamknij

Bo najważniejsza jest intuicja - rozmowa z Renatą Przemyk

11:50, 20.06.2021 Aktualizacja: 17:16, 20.06.2021

Bo najważniejsza jest intuicja - rozmowa z Renatą Przemyk

Na polskiej scenie muzycznej trwa niezmiennie już od ponad 25 lat. Z wykształcenia jest bohemistką. Zasiada też w Akademii Fonograficznej. Sprzedała ponad 500 tyś. płyt. Koncertuje w kraju i zagranicą. Renata Przemyk – bo o niej mowa – opowiada o swojej twórczości, występach w teatrze i o tym, czego nauczyła ją scena. Rozmawiamy o dążeniu do bycia indywidualistką, za którą podążają słuchacze. Zapraszam na niezwykle ciekawą rozmowę.

Sylwia Cegieła: Koncertowała pani zagranicą i w Polsce. Które z miejsc wspomina pani najczęściej?
Renata Przemyk:
Każde ma swój klimat. W Polsce graliśmy już niemal wszędzie. Publiczność dopisuje niezmiennie od lat, co mnie ogromnie cieszy. Widzowie przyprowadzają znajomych, własne dzieci. Przychodzi kolejne pokolenie. Zagraniczne koncerty są często dodatkowo wzruszające przez obecną na nich publiczność polonijną, która na swoich ulubionych polskich wykonawców musi długo czekać. Są rozmowy o ojczyźnie, wspominanie jej. Bardzo ciekawe były koncerty we Francji. Graliśmy dla francuskiej publiczności, która przychodziła przyciągnięta jedynie reklamą. Uczyłam się zapowiedzi po francusku i kilka przetłumaczonych teksów rozdawaliśmy w formie ulotek. Piosenki śpiewane po polsku spotkały się z dużym zainteresowaniem. Były bisy.

Na polskiej scenie działa pani już od ponad 25 lat. Jak wspomina pani początek kariery? Co się zmieniło w pani jako artystce od czasu debiutu?
Czas spędzony na scenie, doświadczenie, akceptacja publiczności od tak wielu lat sprawia, że czuję mocno, że to jest dokładnie moje miejsce. Nie wyobrażam sobie już życia bez muzyki, bez grania. Mam większą świadomość środków artystycznych, jakimi się posługuję, i własnych możliwości. Publiczność dała mi poczuć, że jestem potrzebna – a to największa nagroda za wysiłek i stres. Czuję kredyt zaufania i oczekiwanie na każdą kolejną płytę, piosenkę czy spektakl. To dodaje wiary i pewności siebie. Na początku byłam nieśmiała i niedoświadczona. Lata przeżyte świadomie i wnioski wyciągane z doświadczeń dają dojrzałość, które zmienia sposób patrzenia na życie i jest słyszalna w głosie.

Miała pani okazję występować też na deskach teatralnych. Co pani dało te doświadczenie?
Poczucie, że jestem w stanie sprostać wyzwaniu, że potrafię być partnerem na scenie i z pokorą pracować z zespołem na wspólny efekt. I też to, że mogę robić kilka rzeczy na raz, z czym wcześniej miałam problem. Mogę śpiewać, tańczyć, mówić i przemieszczać się po scenie tak, jak to jest w zamyśle spektaklu. Po tych doświadczeniach udało mi się zrealizować projekt „Przemyk Akustik Trio”, na który wcześniej nie byłam gotowa.

Komponuje pani muzykę na swoje płyty oraz do przedstawień teatralnych. Na co zwraca pani uwagę w procesie twórczym?
Przy własnych płytach jedynym wyznacznikiem jest moja intuicja. Przy pracy nad muzyką do spektaklu teatralnego muszę być spójna z przesłaniem sztuki. Muzyka musi pasować do postaci, jaką ilustruje i dodawać jej głębi. Często też muszę się dostosować do składu instrumentalnego zespołu, który będzie muzykę odtwarzał na żywo.

Tworzy pani utwory niekomercyjne. Dlaczego wybrała pani tę drogę?
Zawsze lubiłam sztukę, która daje do myślenia. Nie jest obojętna ani rozleniwiająco przesadnie przyjemna. Lubiłam też wykraczać poza panujące mody, poza ściśle określone style. Dla mnie ma sens i daje satysfakcję robienie rzeczy nowych w mniejszym czy większym zakresie, ale na pewno nie powielanie tego, co już jest. Moim wyznacznikiem kierunku jest intuicja, własny gust – to nie wymaga dyskusji. Robię to, co lubię po prostu. To sprawia mi radość. Cieszę się ogromnie, że jest tak wielu ludzi, którzy chcą tego słuchać, dając mi tym samym szansę istnienia na scenie przez tyle lat.

Czego prywatnie słucha Renata Przemyk? Co panią fascynuje?
Wiele różnych rzeczy. Lubie fugi Bacha, zwłaszcza na akordeonie. Lubię Portishead, Balkan Beat Box, Bjork czy Faith No More, ale też wiele innych rzeczy. Lubię muzykę, w której jest życie, emocje, pasja – czasem wyrażana bardziej ekspresyjnie, czasem podskórnie.

Jest pani niezależną artystką, która sama produkuje swoje płyty. Co pani daje ta wolność?
To, że mogę robić to, co najbardziej lubię i słuchać tylko głosu serca. To wielki komfort. Czasem zapraszam kogoś do współpracy przy produkcji czy nagraniach, ale to też są osoby, które sama wybieram.

Zdobyła pani wiele prestiżowych nagród i wyróżnień. Czym dla artysty są nagrody? Które z nich są dla pani najważniejsze?
Przyjemnie jest być nagradzanym za to, co się robi z serca. Jeśli te nagrody otwierają jakieś drzwi, dają szansę pracy z najlepszymi albo dostęp do świetnego studia, to można się rozwijać. Jeśli to nagrody od publiczności to jest potwierdzenie, że to, co robimy podoba się odbiorcy. To jest potrzebne. Największą jednak nagrodą dla twórcy jest zawsze to, że publiczność chce tego, co robi, czeka na kolejne prace i chce to przeżywać wielokrotnie.

Pani muzyka ewoluuje. Fani mogą usłyszeć ten rozwój na poszczególnych płytach. Czym jest dla pani muzyka? Na czym polega – jak to sama pani określiła: „wieczne poszukiwanie brzmień”?
Na próbowaniu wielu rzeczy, na sprawdzaniu, jak zabrzmi ta muzyka w jakiejś kombinacji brzmień przy wykorzystaniu takich, a nie innych instrumentów i intuicyjnym dobieraniu tych, które oddają klimat i emocje, na jakich nam w tym momencie zależy. Przy jednej piosence sprawdzi się jedno, przy innej – drugie. Nie ma uniwersalnego klucza, który pasowałby do każdej muzyki. Jeśli zrobiłam płytę w określonym klimacie, to jest prawie pewne, że następna będzie zupełnie inna. Odczuwam coś w rodzaju nasycenia jakimś klimatem i w naturalny sposób sięgam dalej. Poza tym, każda kolejna produkcja daje mi doświadczenie, o które jestem bogatsza przy następnej pracy.

Niemal na każdej płycie pojawia się u pani akordeon. Skąd się wzięło u pani zamiłowanie do tego instrumentu?
Akordeon jest bardzo melodyjnym instrumentem i cudownie emocjonalnie wzmacnia przekaz. Smutna piosenka będzie z akordeonem jeszcze smutniejsza, a wesoła – jeszcze weselsza. Lubię jego brzmienie, zwłaszcza w rękach wirtuoza.

Swoje dzieciństwo i lata nastoletnie dorastała pani w Bielsku-Białej. Jak pani wspomina miasto?
Z dużym sentymentem. To moje korzenie. Początki budowania tożsamości. Odnajdywania się w relacji z innymi, ze światem. Moje pierwsze śpiewanie, występy; pani Halinka z przedszkola, która dostrzegła moją muzykalność; teatr dla dzieci przy BCK-u i pierwsze zespoły rockowe. Sprawdzanie siły głosu w kościele w Białej i szwendanie się wzdłuż rzeki. Wszędzie chodziło się na piechotę. Lubiłam to miasto. Dalej je lubię, ale dużo się zmieniło. Zawsze będzie mi się kojarzyć z moim dzieciństwem i początkiem wszystkiego.

Bardzo dziękuję za niezwykle interesującą rozmowę. Życzę powodzenia w realizacji dalszych planów.

Rozmawiała Sylwia Cegieła
[wywiad opublikowany na łamach gazety Bielski Rynek w lutym 2017 r.]

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%