Zamknij
fot. ilustracyjne

Feminatywy – dlaczego wzbudzają tyle emocji?

Agata Rucińska Agata Rucińska 15:30, 08.03.2025 Aktualizacja: 19:18, 08.03.2025

Feminatywy – dlaczego wzbudzają tyle emocji?

Niektórych bawią, innych drażnią, dla jeszcze innych są codziennością – feminatywy, czyli żeńskie formy nazw zawodów, wzbudzają emocje nieproporcjonalnie duże do ich lingwistycznej wagi. Filolożka Martyna Zachorska, znana w sieci jako @paniodfeminatywow, mówi o dwóch głównych powodach tej niechęci: po pierwsze – ludzie nie są przyzwyczajeni do tych form, po drugie – niektórym nie zgadzają się one z ich światopoglądem. A ponieważ żyjemy w czasach, w których wszystko – nawet gramatyka – staje się sprawą polityczną, polaryzacja tylko nakręca tę wojnę o końcówki.

Żeńskie formy zawodów – historia w pigułce

Feminatywy nie spadły z nieba ani nie zostały wymyślone przez współczesne ruchy feministyczne. W XIX wieku, gdy kobiety zaczęły domagać się równouprawnienia, pojawiło się więcej żeńskich form nazw zawodów. Ich złoty wiek przypadł na okres międzywojenny, gdy adwokatka, doktorka czy profesorka nie budziły większego sprzeciwu. A potem przyszła PRL-owska unifikacja, usunięcie wielu feminatywów i wdrukowanie w głowy Polaków myśli, że kobieta to może być co najwyżej nauczycielką albo pielęgniarką, a jak już jest kimś innym, to niech to będzie „pani doktor” albo „pani mecenas”.

Tyle że język to nie beton, tylko rzeka. W XXI wieku feminatywy wróciły. Najpierw po cichu, potem z impetem. I oto mamy drugą dekadę XXI wieku, w której adwokatki i psycholożki walczą o swoje miejsce nie tylko w sądach i gabinetach, ale i w codziennej mowie.

Kto nie lubi feminatywów i dlaczego?

„Są dwie główne grupy osób, które się sprzeciwiają feminatywom” – mówi Zachorska. „Pierwsza to ci, których one zwyczajnie drażnią brzmieniowo. Mają prawo, każdy ma swoje językowe preferencje”.

Ale jest też druga grupa – bardziej ideologiczna. „Na przestrzeni ostatnich lat feminatywy stały się swoistym markerem przynależności politycznej” – tłumaczy filolożka. „Są utożsamiane z lewicą, więc prawica odrzuca je z definicji. To nie jest zwykła niechęć, to często wręcz agresja. Sama dostaję mnóstwo wiadomości, w których nie chodzi już o język, ale o mnie: mój wygląd, moje życie prywatne, moje rzekome motywacje. Feminatywy stały się narzędziem polaryzacji, choć przecież same w sobie są tylko formami językowymi”.

A co na to język?

Język, jak wiadomo, ma to do siebie, że ewoluuje niezależnie od politycznych wojenek. „Zarówno feminatywy, jak i maskulatywy są poprawne z punktu widzenia języka polskiego” – przypomina Zachorska. „Nie da się jednak na siłę narzucić jednej formy. Nie wyobrażam sobie jakiejś policji językowej sprawdzającej, czy ktoś powiedział adwokatka, czy pani adwokat”.

Ale warto zauważyć pewien paradoks: „Nie wszystkie feminatywy budzą kontrowersje” – dodaje filolożka. „Kelnerka? Oczywiste. Fryzjerka? Nikt się nie burzy. Problem zaczyna się tam, gdzie chodzi o prestiżowe zawody – te, które historycznie były męskie. Dlatego kucharka nikogo nie razi, a chirurżka już tak”.

Nie obrażajmy się – ani w jedną, ani w drugą stronę

Język jest elastyczny, ludzie – niekoniecznie. „Byłoby idealnie, gdybyśmy przestali się o to obrażać” – mówi Zachorska. „Nie obrażam się, gdy ktoś mówi o mnie filolog, choć wolę filolożka. I w drugą stronę – warto, by panie nie miały problemu, jeśli ktoś nazwie je adwokatką zamiast panią adwokat. W końcu obie formy są poprawne. Najlepiej po prostu pytać rozmówczynię, którą formę preferuje. Nic na siłę”.

I tu wracamy do rzeki. Bo język, tak jak woda, zawsze znajdzie swoją drogę. Możemy próbować go ujarzmiać, budować tamy, ustawiać kierunek – ale on i tak popłynie, jak chce.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%