Hitler czuł pismo nosem. Z góry wiedział, że głównym militarnym przeciwnikiem Niemiec będzie sowiecka Armia Czerwona. Już w 1934 roku zlecił więc stworzenie potężnego pasa umocnień wojskowych (OSTWALL) dla obrony wschodnich granic niemieckich. Pod względem rozmachu inwestycyjnego miało to być porównywalne z legendarną francuską linią Maginota. W trakcie tegorocznych wakacji letnich obejrzałem z bliska zachowane pozostałości obiektów Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego (MRU) na Ziemi Lubuskiej.
Trzeba przyznać, że nawet teraz – po upływie prawie 80 lat od zakończenia II wojny światowej – wywiera to spore wrażenie na polskich turystach, bez względu na to, z jakiego zakątka kraju pochodzą. Ostały się do dziś resztki groźnych śluz, a także przygnębiające pozostałości historycznych budowli fortecznych w rejonie Międzyrzecza na Pojezierzu Lubuskim. Warto odnotować, że zagarnięte jeszcze przez Prusy podczas drugiego rozbioru Polski miasto to odgrywało w okresie istnienia III Rzeszy strategiczną rolę militarną dla Hitlera.
Posępne relikty dawnych czasów
Budowane w latach 1934-1938 niemieckie obiekty hydrotechniczne miały przede wszystkim za zadanie udaremnić Armii Czerwonej i jej sojusznikom ekspansję terytorialną ma rozległym obszarze położonym wokół Międzyrzecza. Śluza we wsi Lubrza nad rzeką Paklicą pomiędzy jeziorami Goszcza i Lubie powstała – dla przykładu – tylko po to, aby w razie potrzeby doprowadzić do sztucznej powodzi i całkowitego zalania miejsc objętych działaniami wrogich armii.
Identyczny cel przyświecał twórcom spektakularnej budowli wojskowej na peryferiach wsi Ołobok nieopodal jeziora Niesłysz. Gwałtowne spiętrzenie miejscowych cieków wodnych miało być dotkliwą przeszkodą militarną dla nieprzyjaciela. Powódź nie zaszkodziłaby natomiast niemieckim żołnierzom tkwiącym w betonowym schronie o grubości ścian 3,5 m. Upływ czasu nie zniweczył prawie w ogóle ponurego obiektu, który nadal jest łakomym kąskiem fotograficznym dla poszukiwaczy śladów historii.
Liczne akweny Pojezierza Lubuskiego spełniają dziś wyłącznie rolę rekreacyjno-turystyczną. Mało kto z wczasowiczów (w tym zwłaszcza amatorów kąpieli w krystalicznie czystych jeziorach) czy sporego grona wędkarzy wie cokolwiek o wojennych tajemnicach tych zbiorników wodnych. A w planach Hitlera były one przecież militarnym odpowiednikiem słynnej linii Maginota na pograniczu francusko-niemieckim…
Muzeum pełne nietoperzy
Widowiskowym komponentem MRU – długiego wału umocnień rozciągających na dystansie ok. 100 km pomiędzy Odrą a Wartą – jest Muzeum Fortyfikacji i Nietoperzy w Pniewie. Można w nim dowiedzieć się o dawnych schronach bojowych, tzw. jazach fortecznych, obrotowych i przesuwnych mostach, a także o taktycznych kanałach. Obok niekonwencjonalnej placówki muzealnej znajduje się terenowy pas betonowych słupów, które miały skutecznie powstrzymać najazd wrogich czołgów. Życie pokazało jednak, że betonowe przeszkody nie zdołały zatrzymać „tanków” Armii Czerwonej w jej pochodzie na Berlin.
Nieodłączną częścią całego kompleksu OSTWALL był ponadto system tajnych tuneli podziemnych o sumarycznej długości ponad 30 km. Wyposażono go w podziemne dworce kolejowe i komory składowe. Zwiedzający mogą na własne oczy obejrzeć efektowny fragment zachowanego tunelu.
Warto dodać, że w czasach PRL planowano wykorzystać te podziemia jako składowisko odpadów radioaktywnych z planowanej elektrowni jądrowej w Klempiczu nad Wartą. Na szczęście – złowrogie zamierzenia komunistów rządzących krajem nie doczekały się nigdy urzeczywistnienia. Podziemne tunele MRU są obecnie unikatowym rezerwatem nietoperzy. Zimuje tam ponad 30 tysięcy osobników należących do 12 różnych gatunków małych latających ssaków, które jednak wcale nie wykazują – wbrew krążącym mitom – żadnej agresji wobec ludzi!
Archimedes i inni
Dużą popularnością wśród turystów oraz rodowitych mieszkańców Międzyrzecza, niewielkiego miasteczka powiatowego (ok. 18 tysięcy ludności) w województwie lubuskim, cieszy się od lat 120-hektarowe Jezioro Głębokie, usytuowane w odległości ok. 5 km na północ od miasta. To jeden z najczystszych akwenów regionu (imponująca przezroczystość wód), a zarazem – największe bezodpływowe jezioro Ziemi Lubuskiej.
Jego brzegi są porośnięte lasami iglastymi. Ulokowało się tam kilka ośrodków wypoczynkowych, mających w okresie wakacyjnym ponadstandardowe powodzenie u miłośników kąpieli i sportów wodnych. Jeden z nich nosi nawet wymowną nazwę „Archimedes”.
W samym Międzyrzeczu przyciąga natomiast uwagę średniowieczna twierdza obronna sprzed blisko 800 lat. Otoczony fosą ceglano-drewniany zamek stoi na pagórku w widłach dwóch rzek – Paklicy i Obry (nie mylić z Odrą). Znajduje się on w uroczym otoczeniu parkowym, co bezspornie wyróżnia go spośród wielu innych zabytkowych budowli o podobnym charakterze.
Turkusowy urok
Najatrakcyjniejszą pod względem krajobrazowym częścią Pojezierza Lubuskiego jest położone wśród tzw. wzgórz morenowych Pojezierze Łagowskie. Zawdzięcza ono swoją nazwę wsi Łagów, uznawanej powszechnie za geograficzną perłę Ziemi Lubuskiej. Dawne miasteczko (pozbawione praw miejskich ponad 90 lat temu) słynie z niepowtarzalnego kolorytu i cennych walorów przyrodniczych.
Ta popularna miejscowość letniskowa (ok. 1,5 tysiąca mieszkańców) znajduje się na wąskim przesmyku między jeziorami: Łagowskim i Trześniowskim. Powstał tam w XIV stuleciu zamek zakonu joannitów, wzniesiony na sztucznie usypanym wzgórzu otoczonym wysokimi murami. Ze szczytu zamkowej wieży rozpościera się malowniczy widok na okolicę. Przy słonecznej aurze można stamtąd pstryknąć cudne zdjęcia. Woda w jeziorach ma turkusową barwę…
Tereny wokół lubuskiego letniska stanowią obszar Łagowsko-Sulęcińskiego Parku Krajobrazowego o powierzchni blisko 5,5 tysiąca hektarów. Jest on w pełni przystosowany do wymogów turystyki rekreacyjnej. Jest tam dużo szlaków pieszych i rowerowych, a chętni mogą na każdym niemal kroku korzystać z licznych wypożyczalni rowerów wodnych. W parku utworzono trzy rezerwaty przyrody.
Cichutko i spokojnie, ale drogo
W Łagowie i okolicznych miejscowościach panuje niezwykła cisza, bez typowych np. dla regionu mazurskiego objawów wakacyjnego zgiełku i uciążliwego harmideru. Na Ziemi Lubuskiej, która – w mojej ocenie – nie ustępuje niczym Warmii i Mazurom, można w spokoju wypocząć, bez konieczności całodobowego wysłuchiwania hałaśliwych odgłosów pobytu gęstych tłumów przybyszów z najodleglejszych zakątków kraju.
Nie brakuje jednak innych mankamentów. Ceny potraw serwowanych turystom w tamtejszych karczmach i restauracjach są wielu przypadkach liczbami trzycyfrowymi (stek w sosie chrzanowym – 129 zł). To nie są ceny na kieszeń przeciętnego zjadacza chleba. Wyjątkowo zdumiewające zwyczaje panują w barze Przystani Wodnej ZSMP w Łagowie (to nie pomyłka dziennikarska, bo na Ziemi Lubuskiej funkcjonuje nadal – 35 lat po przełomie ustrojowym – Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej).
Można tam kupić flaczki wołowe z pieczywem. Jedna kromka chleba kosztuje – uwaga, uwaga! – 2 zł. Ponieważ standardowy bochenek składa się z 15 kromek, to łatwo obliczyć, że cena chleba u łagowskich wyznawców idei socjalistycznych wynosi 30 zł. To naprawdę ciekawe oblicze lewicy!
Łagowskie osobliwości
Do Łagowa można dotrzeć w praktyce tylko prywatnymi samochodami, bo komunikacja kolejowa nie spełnia oczekiwań społecznych. Odnowiono, co prawda, ceglany (zabytkowy) wiadukt kolejowy z 1909 roku, ale sezonowe pociągi z Zielonej Góry dojeżdżają tam wyłącznie raz na dobę i to tylko w okresie weekendów.
Rolę łagowskiego dworca PKP pełni zdewastowany niemiłosiernie budynek dawnego magazynu kolejowego. Ruch pociągów umożliwia tylko jeden tor. Korzystają z niego głównie składy z wagonami towarowymi, którymi transportuje się urobek z pobliskiej Kopalni Węgla Brunatnego z Sieniawie.
Doszczętnie zniszczony jest budynek łagowskiego kina „Świteź”. Niegdyś był on kultowym miejscem projekcji filmowych podczas corocznych czerwcowych edycji Lubuskiego Lata Filmowego. Przyjeżdżali tam wybitni reżyserzy i aktorzy z całej Polski, by oglądać najnowsze dzieła mistrzów rodzimego kina. Łagowski festiwal od lat stanowi przecież cykliczną formę przeglądu dokonań polskiej kinematografii.
Znajdujące się teraz w prywatnych rękach kino „Świteź” utraciło zupełnie swoje dawne znaczenie. Lubuskie lato Filmowe przeniosło się do amfiteatru nad Jeziorem Trześniowskim oraz do nowoczesnej sali projekcyjnej w ośrodku wypoczynkowym „Leśnik”. Na ogrodzeniu wokół tego eleganckiego obiektu nad Jeziorem Łagowskim widnieją historyczne zdjęcia Andrzeja Wajdy, Jerzego Stuhra, Mai Komorowskiej itp. Przechodnie z zainteresowaniem przypatrują się fotografiom ukazującym m.in. Stuhra w towarzystwie jego młodziutkiego syna Macieja.
Świebodzińskie rzeźby
Uwagę wszystkich turystów odwiedzających Ziemię Lubuską wzbudza zaś od 14 lat gigantyczny pomnik Chrystusa w Świebodzinie. Stojąca na 16-metrowym postumencie żelbetowa statua o wysokości 36 m góruje triumfalnie nad 20-tysięcznym miastem. Ważący w sumie 440 ton monument zaprojektowany przez rzeźbiarza Mirosława Pateckiego jest obecnie najwyższym pomnikiem Chrystusa na świecie. Mnóstwo przybyszów z różnych krajów świata robi sobie pamiątkowe fotki na tle potężnej rzeźby.
Źródłem zainteresowania jest również śródmiejska ławeczka Niemena. Stoi ona na głównym placu świebodzińskim. Autorem odsłoniętej jeszcze w 2009 roku rzeźby Czesława Niemena (1939-2004) jest poznański twórca Robert Sobociński. Inicjatorami stworzenia ławeczki upamiętniającej wybitnego polskiego wokalistę rockowego byli jego lubuscy fani.
Emocje w Legnicy
Przy dźwiękach niezapomnianych przebojów Wydrzyckiego (prawdziwe nazwisko słynnego artysty) musiałem wracać do domu po zakończeniu wakacyjnych wędrówek i przejażdżek po Ziemi Lubuskiej. W drodze powrotnej zajrzałem do Legnicy, niespełna 100-tysięcznego miasta, które w okresie 1945-1993 było enklawą terytorialną czerwonoarmistów. Powojenna historia grodu nad Kaczawą, stanowiącego przez 48 lat siedzibę Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej, obfitowała w zdarzenia dramatyczne. Pozostawiły one trwały ślad w mieście.
Przekonałem się, że nawet wielu młodych mieszkańców Legnicy nie ma jednak pojęcia o ponurych dziejach miasta w drugiej połowie ubiegłego stulecia. Warto zatem przypomnieć, że ok. 30% jego obszaru było trwale oddzielone od reszty betonowym ogrodzeniem. Stacjonujący tam Rosjanie mieli swoje banki, swoje kina, swój teatr oraz swoją sieć dobrze zaopatrzonych sklepów, w których można było kupić nawet kabanosy (w czasach PRL było to w naszym kraju tzw. „marzenie ściętej głowy”).
Wszystkie rosyjskie budynki wojskowe i domy mieszkalne w Legnicy wyłączono trwale spod polskiej jurysdykcji. Było to w sumie ponad 1200 różnych obiektów. Na śródmiejskim Placu Stalina stał potężny pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej, a na rozległym Placu Przyjaźni Polsko-Radzieckiej tkwiła solidnych rozmiarów statua Konstantego Rokossowskiego, „marszałka dwojga narodów”, który na osobiste polecenie Stalina został w 1949 roku ministrem obrony narodowej w komunistycznym rządzie Polski Ludowej.
Dziś nie ma już w Legnicy placów, których nazwy nasuwałyby jakiekolwiek skojarzenia z wiernopoddańczą uległością Polski wobec Związku Sowieckiego. Dawny DOM OFICERA ZSRR jest teraz okazałą siedzibą katolickiej Kurii Diecezjalnej, a reprezentacyjny „DOM PRIJOMA” w dawnej enklawie sowieckiej, służący kiedyś potrzebom rosyjskiej generalicji, stał się ogólnodostępnym obiektem hotelowo-restauracyjnym o nazwie „REZYDENCJA” (własność prywatna).
Wszedłem do środka. Po negocjacjach z ukraińską recepcjonistką (co samo w sobie było swoistym znakiem czasów) znalazłem się na chwilę w sypialni zajmowanej w przeszłości m.in. przez Rokossowskiego, a także gen. Dubynina, jednego z ostatnich głównodowodzących Armią Czerwoną w Polsce. Byłem wstrząśnięty, ale nie zmieszany…
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz