Nie wiadomo kiedy człowiek pierwotny przekonał się o leczniczych właściwościach roślin, ale istnieją dowody na to, że instynktownie zbierał zioła bogate w witaminy. W starożytności znano około 550 gatunków leczniczych roślin, a dziś znamy ich aż około 30 000. Już ok. 5 000 lat p.n.e. Sumerowie uprawiali czosnek, cebulę, sezam i daktylowce. W tym samym okresie, w Egipcie uprawiano len, rącznik, figowiec, oliwkę, kolendrę, mięte itp. Słynny papirus Ebersa z Teb na 1550 lat p.n.e. wymienia kilkaset roślin leczniczych!
Następne wieki to już bujny rozkwit zielarstwa obfitujący w przedziwne receptury. Wierzono, że rośliny przypominające swym kształtem jakiś narząd ciała ludzkiego działają na tenże narząd leczniczo. Fasolę stosowano w chorobach nerek, liście przylaszczki do leczenia wątroby, makówki na bóle głowy, roślinami kolczystymi leczono kolkę, a już samo patrzenie na tasznik miało zatamować krwotok.
Paracelsus (znany lekarz antyczny) potwierdzał tą regułę i pisał, że Bóg dał ludziom lek na każdą chorobę, a żeby ułatwić jego odszukanie dodał odpowiednie znaki zewnętrzne zwane sygnaturami. Ordynował surowce żółte na żółtaczkę (kocanka, mniszek, dziurawiec), a kopytnik o liściach nerkowatych na choroby układu moczowego. Późniejsze badania potwierdziły większość tych zaleceń jako całkiem trafne.
Wiele roślin traktowano nie tylko jako środek leczniczy, ale również jako świętość mającą magiczną moc. Tak jak staroaryjska „soma” – prawdopodobnie muchomor lub inny grzyb mający właścIwości narkotyczne. Podobnie traktowano chiński „żeń-szeń” do dzisiaj uznawany w Azji za korzeń dodający niezwykłej mocy.
O śródziemnomorskiej mandragorze zapisano wiele opasłych ksiąg pełnych legend i niezwykłych wskazówek dla zielarzy. Szczególne właściwości miały posiadać korzenie mandragory wykopane pod szubienicą. Wędrowni zielarze nadawali temu niezwykłemu korzeniowi cechy ludzkie i przewozili świeży surowiec w miękko wyściełanych skrzyniach, ubierali w kolorowe skrawki materiałów i kąpali w czerwonym winie. Wierzono, że posiadacz korzenia mandragory zachowa młodość, urodę, szczęście oraz dobrą miłość, a nawet może stać się niewidzialnym. Jagody mandragory nazywano również „jabłkami miłości” i stosowano jako lek przeciw bezpłodności czy podniesieniu libido. Opowiadano, że korzeń ten posiada siłę wyłamywania zamków i rygli, zaś chorych potrafi uzdrowić „w okamgnieniu”.
Na naszych ziemiach podobnym kultem otaczano dziurawiec i bylicę boże drzewko. W średniowieczu, a nawet w późniejszych czasach, dziurawiec służył do wypędzania diabła czy też „złego uroku” z duszy. Dlatego zwano go po łacinie „fuga daemonum” czyli „ucieczka demona”. Prawdopodobnie wiązało się to z faktycznymi właściwościami przeciwdepresyjnymi dziurawca wykorzystywanymi we współczesnej medycynie. Zabójczy w większych dawkach wywar w bylicy boże drzewko (piołun) oczyszczał krew i miał zwalczać wszelkie trucizny. Był także dodawany do atramentu w celu ochrony pisanych nim dokumentów przed myszami. Poza tym był cenionym zielem dla kobiet: „Ziele owo przednio leczy wszelką białogłów niemoc. Zażyjesz z niej wywar a pobudzi upływ miesięczny.”
A oto kilka niezwykłych receptur z Księgi Medykamentów Johanna Christopha Rittmanna z Karpacza z 1792 roku:
Eliksir na dolegliwości maciczne. Weź:
To wszystko wrzucić do butelki, dodać do tego nieco czerwonego sandałowca, zalać to 2 kwartami mocnej gorzałki, zostawić na kilka dni w cieple i przefiltrować.
Dawkować 40 kropli na wszelkie choroby maciczne.
Spirytus na żmijowych żebrach. Weź:
Spirytus na dżdżownicach. Włóż:
Na szczęście część starodawnych receptur nie znalazła w późniejszych badaniach żadnego uzasadnienia…
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz