Zamknij

Strachy, straszyce i "kohutowe shoguny"

Roman Anusiewicz 09:00, 11.08.2021 Aktualizacja: 21:36, 14.01.2023

Strachy, straszyce i "kohutowe shoguny"

Artysta-malarz Florian Kohut z Rudzicy obchodzi właśnie 55 lecie swojej pracy twórczej. Okrągłego jubileuszu doczekała się także galerii autorskiej wybitnego malarza, która istnieje od 30 lat. Autor Serdecznie zaprasza na I spotkanie autorskie z cyklu: Droga twórcza artysty malarza Floriana Kohuta "Paletą i wiatrem malowana". Spotkanie odbędzie się 14 sierpnia 2021 r. (sobota) o godz. 17.00 w Galerii Autorskiej "Pod Strachem Polnym" w Rudzicy (ul. Grabówka 108, Rudzica).

Roman Anusiewicz: Czy talent odziedziczył Pan po rodzicach, czy pojawił się dopiero razem z Panem?
Florian Kohut: Talent pojawił się razem ze mną, wszyscy byli zdziwieni skąd się wziął tutaj jakiś wyrodek. Nikt nie mógł zrozumieć, że będę malował, a z czego będę żył to już było dla ludzi niepojęte.  

Kiedy i co spowodowało, że zdecydował się Pan poświęcić swoje życie sztuce? 
Myślałem o tym już od czasów dzieciństwa. W wieku 15 lat miałem już swoją pierwszą wystawę, tutaj w Rudzicy, w Klubie Prasy i Książki "Ruch". Była ona związana z tematem stracha polnego i tak to się zaczęło. Wkrótce zdecydowałem, że będę się tym zajmował zawodowo. Od tamtej pory całe moje życie obraca się wokół plastyki i wokół tworzenia. Pracowałem w pracowniach plastycznych i później, czyli 29 lat temu, przeszedłem na utrzymanie tylko z samej twórczości malarskiej.

Czy pierwszy Pana obraz to był właśnie strach polny, czy coś całkiem innego?
Na początku to były głównie pejzaże. Natomiast później przypomniałem sobie, jak dziadek mówił: rób ze mną strachy polne, bo on wtedy robił je na czereśnie, celem odstraszenia szpaków. Idąc malować pola słonecznikowe, zobaczyłem stojącego w łanie żyta stracha polnego i postanowiłem go namalować. Miałem wówczas czternaście lat. Wtedy to właśnie zdecydowałem, że cała moja twórczość będzie poświęcona właśnie tej postaci. 

Większość artystów na początku swojej drogi wzoruje się na kimś, kto wywarł na nich ogromne wrażenie. Czy był ktoś taki w Pana przypadku?
Moi ukochani artyści to głównie impresjoniści, przede  wszystkim: Vincent van Gogh, Claude Monet i Paul Cezanne, ale też jakby dla kontrastu - Picasso. Zupełnie coś innego. Zacząłem właściwie troszkę od Picassa, jednak wróciłem do impresjonistów i tworzę w tym stylu. Dużo czasu w okresie młodości poświęcałem malując w plenerze nad stawami Landeckimi, pracując nad ruchem trzciny, falowaniem wody i powietrza. Podpatrywanie tej przy-rody przyczyniło się do wypracowania mojego własnego stylu malowania. 

Czy malarstwo jest jedyną formą sztuki, jaką Pan w sobie rozwija?
Zajmuję się tylko malarstwem. A strachy w ogrodzie przed galerią są to strachy, które przychodzą do mnie w Dniu Stracha Polnego. 29 lat temu wpadłem na pomysł stworzenia takiego święta. Strachy te zrobione są przez ludzi w ramach konkursu, który w tym dniu się odbywa. Pochodzą nie tylko z Rudzicy i okolic, ale także z odległych rejonów Polski. 

Jakie kryteria musi spełniać strach, aby wziąć udział w tym konkursie?
To ma być strach prawdziwy, a nie jakaś marzanna. To ma być strach, który po prostu ma mieć w sobie ducha. Cenię sobie strachy, które spełniają swoją rolę, czyli stały wcześniej gdzieś tam na polach, w kwietniu, maju i są prosto stamtąd przynoszone tutaj do oceny. Mogą to też być straszyce, które są coraz bardziej modne. Nie ma jakichś specjalnych kryteriów. Jest tu dużo swobody twórczej. Zresztą rolnik, właściciel działki jest doskonałym artystą w tworzeniu takiego stracha.

[ZT]787[/ZT]

Pamięta Pan jakiegoś stracha,  jak to się mówi, naprawdę "odlotowego"? 
Co roku mam kilka odlotowych strachów. Kilka lat temu przyjechały do mnie dwa strachy na motorze, które ostatnio pojechały ze mną do Ustki. Ustawiłem je przed filią mojej galerii, by je tam na oczach wczasowiczów namalować. W tym roku znowu tam zagoszczę 15 sierpnia na wydarzeniu "Ustka strachem malowana”. Te strachy, które będą wyjątkowe, wędrują właśnie do Ustki, gdzie ustawiamy je przed galerią w Al. Marynarki Polskiej. 

Gdzie jeszcze w Polsce organizuje Pan wernisaże i spotkania autorskie? 
Mam takie spotkania cały czas i nie tylko w Polsce, ale również za granicą: Sycylia, San Remo, Imperia we Włoszech i wiele innych. Na takich spotkaniach, malując pastelą na oczach ludzi, opowiadam np. o budowie stracha. Czasami przeprowadzam warsztaty robienia stracha polnego. Było tak np. na Cyprze, podczas spotkania, gdzie robiliśmy razem z polonią strachy polne. Mieliśmy co prawda problemy z gałęziami, bo tam rosną główne palmy, ale jakoś się udało.

Czym różnią się strachy polskie od tych w innych krajach?
Dużo spotkałem strachów gdy malowałem nad jeziorem Lago di Garda w północnych Włoszech. Na plantacjach winogron stało ich bardzo dużo. Podobne były do naszych, tylko były bardziej kolorowe gdyż sami Włosi są weselsi, chodzą kolorowo ubrani i to właśnie można zauważyć w ich strachach. Tamte strachy są bardzo wesołe, tańczące. Rzecz w tym, że strach musi się ruszać, żeby ptaki bały się go ptaki. Podobne strachy do naszych widziałem także we Francji, w Turcji, na Bawarii, jednak jest ich znacznie mniej niż w Polsce. 
             
Maluje Pan zazwyczaj prawdziwe, napotkane strachy, czy też tworzy Pan swoje od początku do końca?
Ponieważ jestem malarzem plenerowym, szukam tych strachów w plenerze. Dużo ich szkicuję, jednak staram się w plenerze namalować strachy od początku do końca. Jestem wtedy obserwowany przez rolników, właścicieli tych pól. Przychodzą często i opowiadają dlaczego te strachy są, zapraszają na kolejny rok, bo będzie ich wiele więcej, dzwonią do mnie gdy już nowe strachy stoją, żebym przyjechał i je namalował. Niedawno siedząc przed galerią na ławce patrzyłem na te moje strachy i żal mi się ich zrobiło. Stoją takie smutne, może warto o nich jakieś “opowiadania” namalować? I tak się zaczął cykl moich opowieści o strachach. Mam już kilka takich opowiadań gotowych np. "wesele nocne strachów", albo "strachy na rowerze". Zaczynam coraz więcej takich strachów malować, aby je trochę rozweselić.

Wystawiał Pan swoje obrazy poza Polską?
Najważniejsze wystawy za granicami kraju to: Galeria Sztuki Współczesnej w Nikozji na Cyprze, w Imperii i w San Remo we Włoszech, Wiesbaden w Niemczech,  Sarreguemines we Francji oraz wiele wystaw zbiorowych. Jeśli chodzi o Polskę, to przez cały okres mojej twórczości, trudno je zliczyć, gdyż było ich bardzo dużo. Zostałem również doceniony przez Ministra Kultury i odznaczony medalem Zasłużony dla Kultury Polskiej oraz  nagrodą Gloria Artis.

Co czuje artysta, którego obrazy wystawiane są w tak  prestiżowych galeriach?
Jestem sam mile zaskoczony, że moje strachy spotykają się z tak pozytywną oceną i przyjęciem przez odbiorców. Obserwowałem to między innymi w San Remo. Dzień przed wernisażem zostałem zaproszony przez włoskich artystów na Biennale Malarstwa. Gdy obejrzałem ich obrazy, pomyślałem: o Boże! Oni jutro mają być u mnie na wernisażu, jak oni odbiorą moją sztukę? 
Jednak gdy przyszli, byli tak zauroczeni strachami, że do dziś z nimi utrzymuję kontakt. Nie czuję się bohaterem. Przed każdym wernisażem boję się i odczuwam wielką tremę, jak będę odebrany. Jednak najbardziej obawiam się tych różnych artystów, którzy mają zbyt wielkie mniemanie o sobie. Oni krytykują najbardziej. Cieszę się, że moje obrazy znajdują się na całym świecie i spotykają się z ogromnym zainteresowaniem  kolekcjonerów.  Japończycy na ten przykład nazwali moje strachy "Kohutowe Shoguny" . 

Wielu dzisiejszych twórców korzysta z pomocy techniki digitalizacji. Co Pan myśli na temat łączenia obróbki komputerowej z klasyczną sztalugą?
Kompletnie nie uznaję tej współczesnej formy pracy czyli: aparatu, laptopa z najprzeróżniejszym oprogramowaniem. Obserwując na plenerach  malarzy, powiedziałbym, że nawet 80% robi zdjęcie, aby potem na jego podstawie malować. U mnie natomiast każdy obraz to przeżycie, dlatego  z czystym sumieniem podpisuję się pod tym, co tworzę. Tak jak powiedział Wojciech Gerson "trzeba nauczyć się malować powietrze i zostawić cząstkę serca pod warstwą farby."

Jakie zdarzenia z okresu twórczości utkwiły Panu w pamięci najbardziej?
Takich zdarzeń było bardzo dużo, dlatego mam zamiar wydać tzw.  "Zeszyt plenerowy", gdzie będą spisane różne przeżycia, spotkania i różne sytuacje, które wydarzyły się w plenerze. Malując w plenerze  człowiek w pewnym momencie staje się aktorem. Wokół gromadzą się odbiorcy, tworzy się atmosfera, jak w teatrze i to jest warte opisania, albo w przyszłości nawet nagrania tego, o czym oni opowiadają, co się dzieje w czasie tworzenia obrazu. Ja nie boję się ludzi, stawiam sztalugi wszędzie, czy to we Włoszech, czy we Francji wzdłuż Sekwany, czy w Turcji, w Hiszpanii i w Szwajcarii. Miałem dość zabawne zdarzenie rok temu w Ustce. O 7.00 rano poszedłem do portu malować kutry rybackie. Jeden niebieski, drugi czerwony, słońce pięknie przyświecało. Za plecami miałem hotel z restauracją na dole. Szyby były przyciemnione. więc nie wiedziałem, że obserwują mnie ludzie, którzy akurat przyszli na śniadanie. Kiedy namalowałem ok. 30% obrazu pojawiła się dziewczyna pytając, czy nie będzie mi to przeszkadzało jak swoje sztalugi ustawi za mną i będzie malować. Oczywiście zgodziłem się. Gdy miałem już ok 70% namalowane to ona widzi, że nie nadąża. Dużo ludzi zaczęło gromadzić się tylko obok mnie. Po chwili słyszę jak Ona mówi: wie Pan co, ja to pier... i poszła. Tak mi się jakoś śmiesznie zrobiło, Pytam potem kolegę, co o tym myśli, o co jej chodziło? Doszliśmy do wniosku, że ona przypadkowo była w tym hotelu, przyszła sobie pomalować i tak jakby dla odwagi stanęła obok mnie. To jest przykład, ile czasu trzeba poświęcać tworzeniu, obserwowaniu, znalezieniu tej chwili, którą warto namalować. To jest przykład tego, że praktyka czyni mistrza.
                                         
Co Pan sądzi o młodym pokoleniu artystów?
Na tytuł artysty pracuje się całe życie. Tak szczerze tytuł artysty to nadają ludzie po śmierci. W sztuce jest tak, że najpierw trzeba się nauczyć rzemiosła, patrzenia i odbioru. Dziś z góry się ustala, że gdy ktoś skończył uczelnię, to jest od razu artystą. To jest oczywiście nieprawda. To czas pokaże, kto kim jest. 

[wywiad ukazał się w wydaniu Bielskiego Rynku w maju 2019r.]
 


komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%