Zamknij
DIABŁY w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej

Diabelska moc teatru - spektakl, który przekracza granice

Zbyszek Lubowski Zbyszek Lubowski 08:38, 09.10.2024 Aktualizacja: 08:46, 09.10.2024

Diabelska moc teatru - spektakl, który przekracza granice

Jeśli ktoś przepełniony dołującymi wrażeniami po obejrzeniu pierwszego aktu „Diabłów” opuści bielski teatr w nastroju totalnego przygnębienia, to popełni poważny błąd. Drugi akt spektaklu zmienia bowiem radykalnie ocenę całego widowiska. Ponure XVII-wieczne zdarzenia z francuskiego klasztoru urszulanek są dla twórców przedstawienia tylko punktem wyjścia do całkiem współczesnych i pasjonujących rozważań o istocie i naturze katolicyzmu w naszym kraju.

 

Pierwsza w obecnym sezonie premiera na deskach Teatru Polskiego (październikowa sobota 2024 roku) stanowi bezspornie tzw. „wejście smoka”, jak zwykło się niegdyś mawiać o emocjonującym filmie fabularnym z udziałem mistrza wschodnich sztuk walki. Scenarzyści „Diabłów” – Grzegorz Niziołek i Maja Kleczewska – wzięli na warsztat autentyczne wydarzenie z 1632 roku we francuskiej miejscowości Loudun. Do akcji wkroczył tam Szatan (a nie banalny w gruncie rzeczy smok), który złowrogo opętał Bogu ducha winne zakonnice.

 

Sensacyjna i mocno poruszająca ówczesną opinię publiczną sprawa opętania grupy kobiet – przełożonej zakonu urszulanek, Matki Joanny od Aniołów oraz 16 innych niewiast z klasztoru – stała się głośna nie tylko we Francji. Z ust do ust opowiadano sobie w tamtej epoce o mrożących krew w żyłach kościelnych egzorcyzmach – widowiskowym wypędzaniu diabła z ciał i umysłów nieszczęsnych zakonnic. Dziś (po upływie prawie czterech stuleci od tamtych wydarzeń) panuje raczej przekonanie, że był to przejaw zbiorowej histerii społecznej, a nie walka z dziełem Szatana.

 

XVII-wieczny seks z zakonnicami

Diabelska ingerencja w życie sióstr zakonnych miała postać frywolnych uciech seksualnych z ich udziałem. Winnym sprowadzenia niewiast na złą drogę uznano katolickiego kapłana, Urbana Grandiera, proboszcza parafii Sainte Croix, o którym podekscytowane kobiety szeptały pokątnie, że to „najpiękniejszy mężczyzna na świecie”. Ksiądz został uwięziony i żywcem spalony na stosie w obecności rozgorączkowanego tłumu.

Zanim jednak do tego doszło, przyjechała do Loudun specjalna komisja kościelno-państwowa z kardynałem Richelieu na czele (duchownym o wyjątkowo złej sławie). Dostojnicy wydali wyrok śmierci na kapłana, preparując dowody jego rzekomych zbrodni i ignorując zupełnie rzetelne dokumenty w postaci jego prywatnych listów, świadczących wyraźnie na jego korzyść. Proces o czary i konszachty z diabłem przeszły do historii, stając się przykładem brutalnie opresyjnych działań kościoła katolickiego w dziejach ludzkości.

 

Szatańskie widowisko

Bielskie „Diabły” w reżyserii Mai Kleczewskiej (wsławionej m.in. pamiętnym wystawieniem przed trzema laty mickiewiczowskich „Dziadów” w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie) dostarczają widzom silnych emocji. Potęgują je nowoczesne audio-wizualne środki wyrazu. Pierwszy akt przedstawienia jest pod tym względem wręcz wstrząsający, nie tylko z powodu drapieżnej erotyki w kościelnych relacjach damsko-męskich, prezentowanych na scenie z absolutną otwartością (widowisko przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich).

 

Niesamowite wrażenie wywołują jednak przede wszystkim egzorcyzmy na opętanych zakonnicach. Towarzyszą im upiorne dźwięki muzyki o narastającej głośności, co tworzy piekielną atmosferę grozy i przerażenia (oprawa muzyczna spektaklu – Cezary Duchnowski). Przyjeżdżam od wielu lat z Gliwic na beskidzkie przedstawienia, ale czegoś takiego w bielskim teatrze nie widziałem jeszcze naprawdę nigdy.

 

Mickiewiczowskie pytania

Niecodzienny komunikat z głośników po opadnięciu kurtyny podbija tylko zainteresowanie dalszym rozwojem scenicznej akcji: „widzowie proszeni są o bezwzględne opuszczenie widowni na czas trwania przerwy”. Publiczność jest mocno zaintrygowana. Pojawiają się natychmiast mickiewiczowskie pytania: ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie? Co to będzie?

Po przerwie wychodzi na jaw, że Kleczewska potrafi zaskoczyć. Wszystkich. Znika nagle XVII-wieczny sztafaż sceniczny (oprawa scenograficzna „Diabłów” – Zbigniew Libera), ustępując miejsca współczesnej knajpie. Biesiadują w niej turyści i inni przyjezdni (kostiumy aktorów – Konrad Parol), zainteresowani po latach losami opętanych zakonnic z francuskiego klasztoru. Rozbrzmiewają muzyczne utwory o XX-wiecznym rodowodzie, a trunki na knajpianym stole wydają się całkiem znajome.

 

Orgia i namiętne dyskusje

Zakrapiana biesiada przybiera nieoczekiwany obrót. W pewnej chwili przeobraża się w seksualną orgię z udziałem m.in. ponętnej zakonnicy, która dołącza do grona uczestników libacji (ekspresyjna choreografia – Kaya Kołodziejczyk). Reżyserka „Diabłów” unika – na szczęście - inscenizacyjnej dosłowności w ukazywaniu erotycznych namiętności targających niektórymi biesiadnikami. Nie brakuje natomiast gwałtownych dyskusji, które toczą się przy stole. Wtedy dopiero okazuje się, że zdarzenia sprzed 400 lat stanowiły tylko dla Kleczewskiej inspirację do współczesnych refleksji o niepokojącym obliczu katolicyzmu w Polsce w trzeciej dekadzie XXI wieku.

Nasycone ostrymi wulgaryzmami rozmowy dotyczą ostatnich bulwersujących zdarzeń obyczajowych na parafiach w Sosnowcu i Dąbrowie Górniczej. Katoliccy księża, tkwiący w okowach celibatu, dopuszczają się coraz częściej seksualnych przestępstw, zwieńczonych niekiedy nawet przypadkami śmierci osób biorących udział w parafialnych orgiach. Zjawisko seksualnego rozpasania wielu duchownych sprawia, że wierni odwracają się trwale od TAKIEGO kościoła.

 

Aktorskie perełki

Bielskie „Diabły” nie pozostawiają nikogo obojętnym. To ogromna zasługa aktorów występujących w spektaklu, w tym zwłaszcza Przemysława Kosińskiego (jezuity Grandiera), Mateusza Wojtasińskiego (złowrogiego kardynała Richelieu), Tomasza Lorka (cynicznego aż do bólu barona de Laubardementa) oraz Barbary Guzińskiej (zakonnicy Agnieszki), Jagody Krzywickiej (zakonnicy Marii) i Marii Suprun (zakonnicy Teresy).

Na wyżyny kunsztu aktorskiego wspina się natomiast w tym szatańskim widowisku Oriana Soika we wcieleniu Matki Joanny od Aniołów. Finałowa scena, w której śpiewa ona w niezwykłej sytuacji piosenkę „Fly me to the moon” (spopularyzowaną w przeszłości m.in. przez Franka Sinatrę, Doris Day i Brendę Lee) ma niebywale sugestywny charakter. To bodaj jej najlepsza rola w całej dotychczasowej karierze. Owacyjne brawa publiczności wydają się w pełni zasłużone!

 

Oriana Soika w roli Matki Joanny od Aniołów

 

 

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu bielskirynek.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%